Lis i niedźwiedź
uleżałej duszy
W bladych księżyca promieniach chodził
lis,
i w tych cieniach, choć dobrze wzroczny –
nie widział nic.
Spacer mu się wyśnił długi,
a że lubił rządzić tłumem,
szukał lis nowego sługi;
Pierw do stawu trafił szybko,
zaraz krzyczał: Do mnie rybko!
I ryb mnóstwo się zebrało,
żadnej jednak się nie chciało,
bo lis ciągle: Za mną zwierze!
Więc jedna piskiem: No nie wierzę!
Odmówiły swe pacierze
i do wody – poszły spać,
próżno więc rudemu stać,
poszedł z innymi stworzyć brać.
Spotkał w końcu dwa jelonki,
tu gdzie zielone porastały łąki,
warknął nisko: Do mnie już!
I po nich został tylko kurz.
Potem niedźwiedzia odnalazł jeszcze,
obraził go, że zajmuje mu przejście,
a miś tylko uśmiechem odpowiedział,
pazurem złapał i każdy wiedział
miał już potrawkę smaczną na dziś,
Za nieuprzejmość zapłacił lis.
Komentarze (1)
dobry przekaz - zawsze znajdzie się ktoś silniejszy
i na każdego przyjdzie koniec
pozdrawiam:-)