O MAGII POGODNEJ
Zielonymi pąkami chciałbym wiosny
każdej,
Jak topola lub wierzba, ręce mieć
pokryte
I pomimo wysypki świeży i figlarny
Światem bym się radował i zachwycał
życiem.
Potem, w lecie jak owoc chwytałbym
promienie
I dojrzewał od światła obecnego
wszędzie.
I dźwigając na brzuchu mej słodyczy
brzemię,
Syty barw i zapachów snułbym
przepowiednie,
Które jesień płomienna grając ze mną w
fanty
Ukrywałaby w liściach jak ryżowe
ciastka.
Babim latem spętany, jak przez śpiew
fontanny,
Nad gorącą herbatą trwałbym do ostatka.
Ale żeby z jesieni skoczyć wprost w
objęcia
Mej zielonej kochanki omijając zimę,
Chciałbym jeszcze do tego sztuką
czarnoksięską
Sercu bliski listopad zmienić w
trampolinę.
To jest drugi i ostatni wiersz, ktorego nie planowalem pokazywac, ale, poniewaz widziala go jedna osoba (pozdrawiam), moga przeczytac i inni chetni. Zycze milych wrazen.
Komentarze (2)
chylę czoła przed taką poezją. Na prawdę mi się podoba
Szukasz swej Magii jak białych żagli
na stałym lądzie , uparcie sądzisz,
Ona gdzie indziej skrywa oblicze
w rzęsach schowana snem tajemniczym
lub pełna garścią ryżowych ciastek
karmi Twe zmysły nieco przyciasne
Czasem pod górkę spłata trzy figle…
Piękne marzenia dwa kroki w tyle
znowu zagubiły strzygły, guziki
a w oczach płoną z zimy świetliki
Co zatem zrobisz? Czym myśli zdobisz?
Do swego portu ster znów skierujesz
Nowe marzenia w duszy malujesz…