Marzenia...
Jak każdy z Nas mam swoje cele,
pragnienia,
Będę wiecznie walczyć, aby doczekać ich
spełnienia...
Jak pięknie mijają dni, kiedy świeci
słońce,
Kwitną drzewa, pachną bzy...
Na zieloną łąkę wówczas podążam,
Pośród polnych kwiatów, owadów
Z myślami nie nadążam...
Czasami warto mieć namiastkę duszy
samotnika,
Bo uciekam w marzenia, trudność świata
znika...
Oddaję się mym marzeniom,
Udaję się na szczyt chmury,
Gołymi stopami stąpam po promieniach
słońca,
Czuję jak ma miłość nie ma końca...
Tu pojawia się zasadniczy dylemat,
Który sprawia, że czasami
Wśrod żywych mnie nie ma,
W depresję popadam,
W otchłań smutku i tęsknoty spadam...
Wstrętne są wówczas te dni,
Kiedy płomień miłości się już ledwo
tli...
Schodzę wówczas z marzeń szczytu,
Które sięgają niemal zenitu,
Chwytam się codzienności
I znów tkwię w odwiecznej nicości...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.