Matryca
Instynktownie, niewymownie,
czekam latem na deszcz.
Piszę więcej i, dosłownie,
w opadzie budzi się wieszcz.
Słowem, niczym węglem w papier,
robię collage z melancholii,
że też kiedyś byłem dzieckiem
w stu powodach euforii,
że kałuża, dla mnie duża,
morzem albo oceanem,
a żaglowiec w niej się nurza -
topolowy, mknie w nieznane.
Mokry rajstopowy tyłek i kolana -
ceną kolumbowych rejsów,
kiedy pada deszcz od rana.
Dziś brak kałuż już w tym miejscu -
szkoda, droga już wylana
Krystek, za inspirację wierszem "Krople deszczu", podziękowania.

Goldenretriver




Komentarze (7)
Wtrącę, że
Mnie deszcz nie
Podnieca.
W zimny dżdż
Tylko brydż
I piecyk.
Opad to
W domu po-
byt dłużej,
Bom ja leń.
A Ty ceń
Kałuże.
Zaiste kałuż mniej, chlapania ani - ani.
Dziękuję wszystkim za czytanie.
Oj, bywały te podwórkowe kałuże naszymi oceanami, a
rejsy łódeczkami wystruganymi z kory - prawdziwa
przygodą.
Z podobaniem dla formy, pomysłu i wiersza - pozdrawiam
;)
Ech, jak ja lubię melancholijne kolaże :)
A mnie wmawiano, że kałuża to niewielki akwen o
niezdefiniowanym znaczeniu militarnym, do przebycia
którego nie potrzeba specjalistycznego sprzętu... ;-)
A tak poważnie - świetny wiersz.
Pozdrawiam :)
nastrojowo, bo ja lubię deszcz
Uśmiech zostawiam.
Dobrej nocy, Poeto :)