Mój ogrodnik
mój skarbie, sławku...
Co dzień wieczorem miałam przyjaciela
Niczym kartka z dziennika wchłaniał
Atrament nagich marzeń i łzy po
rozstaniach
Nie znałam takich ludzi wielu
Był marmurem kolumny, alabastrową skałą
Z pozorną lekkością podtrzymywał bez
lęku
Firmamenty mego śmiechu, smutku i
lamentu
Cień jego strzelisty okrywał jak całun
Wzór jego - samotny ogrodnik-marzyciel
Stworzył ogród, swój mały, mistyczny
Spał pod drzewami snów romantycznych
Nie wpuszczał nikogo przez mury w swe
życie
Co dzień wieczorem po zachodzie słońca
Podchodził do furtki, gdy wracałam do
domu
Zatrzymywał mnie uśmiechem, mnie wiecznie
spóźnioną
Gdyby nie zmęczenie ciała, stałabym bez
końca
Pewnego razu podarował mi różę
Herbacianą. Skromna, zwinięte miała
płatki
Piękna i magiczna, choć miała
niedostatki
Była cząstką jego świata, przyjacielskim
cudem
Tak radośnie mówił o swych tajemnym
ogrodzie
O pysznych różach, nieśmiałej maciejce,
O tym, jak śpi w sianie i czy pracuje w
alejce…
Że się poznał na spokojnego bytu
urodzie.
Zamknięty przed ludźmi z ciekawością
chwytał
Me opowieści o szkole, pracy, teatrze
Że ludzie niosą ból, którego nic nie
zatrze.
Widział, jak szczęście mi przez palce
umyka.
Mijały godziny, dni, miesiące rozmów przy
murze
On coraz szerzej otwierał drzwiczki do
swojego raju
Przerwał więzy samotności, co go w ogrodzie
trzymają
Splataliśmy swe marzenia w majowej
naturze
*
…czarne gwiazdy
na srebrzystych scenach
estrady wszechświata…
białe były moje łzy
kryształy bez szlifu
drążyły skałę twych dłoni
zbierałeś je by upoić
upić zgasić
pragnienie ciała i serca
utonąć bez reszty oceanie
błękicie mych oczu
zbierałeś je niczym rtęć
jedną po drugiej
wiedziałeś czułeś
chwytałeś w locie
za pióra dźwięku
łkającą melodię mej duszy
‘Jednego serca
Tak mało tak mało
Jednego serca
Trzeba mi na ziemi…’
*
Nigdy dotąd z takim lękiem nie podnosił
powiek
Położył na mych udach czerwoną małą różę
W odmętach ciszy czekał chwilę,
dłużej…
Czekał tak jak zwykły smutny miejski
człowiek
Krzyk bezgłośny wydobył się z mej duszy
Spłoszone stado myśli w galopie
szaleńczym
Ciche: ja z tobą… wciąż w uszach
dźwięczy
On czeka aż me serce wyznanie poruszy
Zroszona emocjami leży na kolanach
Wyciągnęłam do niej dłoń bladą, drżącą
Róża emanuje na palce swym gorącem
Młoda szczera, ciągle w słowa nie ubrana
Pamiętam przerażone źrenice ogrodnika
Opłynęły krwią czerwonobrunatną dłonie
Na przebłaganie ofiary za miłość złożone
Teraz mógł kochać mnie jak w malinowym
chruśniaku
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.