mój urok mordercy
Gdy zamykam oczy, w ciemnościach widzę jego twarz... Ponętna, uczciwa i godna zaufania... I znów otwieram oczy... Och, jak bardzo chciałabym, żeby ta chwila trwała nieskończenie długo... Jak się zaczęło..? A więc tak... Szłam ulicą... Piatkowe popołudnie... Nic do załatwienia... Żadnych stresów... Chwila refleksji nad minionym tygodniem... Wynik... Jestem na prostej... Ogólne zadowolenie... Teraz czas na odpoczynek... Pouczę się w niedzielę... Przechodziłam właśnie przez pasy... Zatrzymałam się i rozejrzałam, czy auto nie jedzie... Minął mnie autobus... Zawsze w takich sytuacjach patrzę za mijającymi autami... One też są wolne... I wtedy zauważyłam go obok... Miał na sobie zimowy płaszcz... Taki gotykowy... Wyglądał bardzo tajemniczo... Ale jego ciepły uśmiech mówił, że nie jest złym człowiekiem... Wszystko potem potoczyło się szybko... Chwila zastanowienia... Chwila wachania... Uśmiech odwzajemniony... Złapał mnie za rękę... Wiem, że to dziwne... Dwoje całkiem nieznajomych sobie dorosłych osób... Idących przez jezdnię... Trzymających się za ręce... Jak para zakochanych nastolatków... Poszliśmy do parku... Ledwo znaleźliśmy się w zacisznym miejscu... Pocałował mnie namiętnie... Pierwszy raz zabrakło mi powietrza... Chyba to zauważył, bo odsunął się na chwilę... Ta chwila trwała jakieś 5sekund, ale dla mnie stanowczo za długo... Wtedy liczyła się dla mnie tylko jego bliskość... Czułość... Jego ramiona... Tak bezpieczne... Jak żaden posterunek policyjny... Zapytałam go, jak ma na imię... Czy to ważne... Miał racje... Poczułam wtedy, że toostatnia chwila, gdy go widzę... I kiedy go czuję... Jeśli czegoś nie zrobimy... Już nigdy się nie zobaczymy... Chciałam, żebyśmy to zrobili już... Tu.. W tym parku... Wśród tych wszystkich ludzi... Którzy nie mają pojęcia, co nas otacza... Co teraz czujemy... Jak dobrze się czujemy... Wiedziałam, że moja współlokatorka powinna już wyjechać do swojej rodziny, więc wzięłam w dłonie jego twarz i lekkim, przygłuszonym głosem powiedziałam... Idziemy do mnie... Szliśmy w napięciu... W tak samym napięciu wchodziliśmy po schodach... Po schodach, które wydawały się nie kończyć... Nerwowo otwierałam kluczem drzwi... On już się do mnie dobierał... Wpadliśmy do mieszkania... I wtedy stało się... Zastaliśmy moją współlokatorkę z jakimś mężczyzną w łóżku... Speszona zapytała... Miałaś jechać do ciotki... Popatrzyłam na niego... I wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem... Ta niezwykła historia jednak skończyła się następnego wieczoru... U niego... Przy kolacji ze świecami... I z myślą... Że wiem, jak ma na imię... A także... Iż mamy plany na jutro....
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.