Moje Blanc
Smutek, w nim zanurzyć się chce,
w rogu, na stołku marzeń,
zaprzepaszczonych chwycić chwilę...
Mignąć zdąży na zatracenie,
później wróci w jakiejś jaskrawej zatoce
w głębi głowy zachłyśnie się podwójnie
choć siedzący próżny czas nie stanie...
Zaznałem w kościach zniewagę,
i zapuszczonego w odmęty uczucia,
to co pozostało na wieki zabliźnione,
okryło rozpaczą wspomnienia.
Ten stary las i zatęchły mech,
płonął zielony fragment polany,
kiedyś, kiedy w innych barwach,
krajobraz otwierał przed oczyma.
Żądzą, będzie zapomnienie,
pod skórą zakopane skarby
choć podeszły wilgocią,
spragnione pustyni będą.
Zamknąłem opaską oczy -
zakryłem co bezużyteczne
teraz dekapituję wątpliwości...
Cóż mi pozostało gdym,
ponad uleciał - tylko upadek
w rozpadlinę rozumu i chorobę racji,
egzaltując przepaść zmatowienia,
zapragnąłem pozostać na szczycie.
Komentarze (1)
Nietypowy wiersz ale ma w sobie to coś,zadumałam się
przy nim...podoba mi się treść i forma...miłego
popołudnia:)