Na wysokim niebie...
Na wysokim niebie skrzydeł rozpostartych
Dopada mnie cienia cień niedosięgalny.
Woła głośnym krzykiem prawie
niesłyszalnym,
Przebijając tarczę ze wspomnień
przetartych.
Zabija powietrze puste dookoła,
Wtłacza w płuca tlenu czystego pokłady,
Światłem rozciągniętym przez pola i sady
Wbija w oczy życie i o życie woła.
Pozwoliłam oczom zamknąć światło w
sobie,
Ustom pozwoliłam całować powietrze,
Siadając na ziemi - swoim przyszłym
grobie
Odleciałam całkiem na wiosennym wietrze,
Żeby wrócić wtedy, gdy upatrzy sobie
Wieczność moje ciało, w krąg swój duszę
wetrze.
Komentarze (4)
Fajnisty sonet, pozdrawiam :)
Melancholijny klimat wiersz potrafi udzielić się
czytelnikowi.
Ładnie ujęte.
Pozdrawiam:)
Marek
ładny sonet w melancholijnym klimacie:-)
pozdrawiam
Ładna melancholia:)pozdrawiam cieplutko:)