Nasza miłość kolor ma…
W kolorze płonących słoneczników, które
muszą dzielić ziemię żyzną ze zbożem,
W kolorze słońca, które oddziela błękit
nieba od złocącego się zboża i dojrzałych
słoneczników.
Aż w końcu w barwach tęczy tak samo
różnych, jak dźwięk każdego z klawiszy
pianina,
jest nasza miłość, prawdziwa.
… mimo, że jesteś, ale Cię nie ma.
… mimo, że tak bardzo chcę, abyś był,
to nic się nie wydarzy.
mimo, że jesień, zima, wiosna i lato złote,
minęły… bez ciebie… ja,
żyję…
I pomimo tego, że z popiołu Cię nie
ulepię,
nie wyrzeźbię sylwetki, którą ma pamięć i
dłonie zarejestrowały na wieki wieków,
i gdzieś skryły
Ty… ożyłeś! W tej chwili, w której
Cię wspominam…
Pomimo tego, że jesteś jak zbutwiałe
drzewo, jak każdy
z jego liści,
które nie
pamiętają co to fotosynteza,
nie poznają jej działania i skutków
ubocznych…
Pomimo to i tamto…kochać…
Kochać, nie przestanę bo…
jesteś w świeżych płatkach śniegu, co zimy,
co roku.
Jesteś w pożarze zachodzącego za horyzont
słońca,
aż w końcu widzę Cię stąpającego boso po
alejce naszego parku, tuż po deszczu,
w piękną, melancholijną, bogatą w kolory
Jesień…
Słonecznik od Ciebie dawno wysechł na
pieprz,
a ja nadal pamiętam jego zapach
i uśmiech… Twój,
i czułość,
i chwilę kiedy, i gest
od serca dla serca,
wręczałeś kwiat…
słoneczny kolor naszej Miłości…
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.