nie ma Cię...
Idę sam, już dzisiaj bez Ciebie
Stoję pod żelazną bramą, spoglądam w
niebo…
Liczę gwiazdy na mrocznym niebie.
Gdzie jesteś?
Wołam…
Nie przychodzisz.
Czekam naiwnie, o czym teraz myślisz
sobie?
Nie ma Cię…
Nie umiem już walczyć.
Czy sił do życia jeszcze mi starczy?
Zniknąłeś tak szybko, jak się pojawiłeś.
A jednak przy Tobie najszczęśliwiej
żyłem.
Ilekroć Ciebie potrzebowałem,
Ziarno wschodzącego bólu ujarzmiałeś.
A teraz?
Umarłeś, w mym sercu nie ma już miejsca dla
Ciebie…
Chociaż tak tęsknię.
Nienawidzę siebie…
Nie otworzę drzwi,
Przynajmniej nie teraz.
Wiem…
Pukasz, oczy załzawione wciąż
przecierasz.
Już nie widzę Twojej twarzy.
Czy kiedykolwiek jeszcze mi się to
zdarzy?
Obydwoje chcemy przecież wrócić do
siebie.
Ale tak będzie chyba już po mojej
śmierci
Liczę, że w Niebie…
Spraw, niech coś zrzuci kamień z serca
mego,
Nie mogę z nim dalej żyć,
Mam dosyć tego.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.