Nie przypadkiem
znalazłem ciebie na rozdrożu tamtej
drogi
kiedy szukałem radości tej szczęścia
ostrogi
tańczyłem w uśmiechu twoim znosiłem
urazy
wielbiłem urodę serca wierząc że bez
skazy
czasem kłamałaś bona fide tak mówiłaś
a potem w zaciszu czasu łzy pewnie
roniłaś
wczoraj odjechałaś czy tylko na jedną
chwilę
we mnie twój obraz ten o niejedna lotu
milę
jutro być może nić sympatii znów życia
splącze
nie przypadkiem tą nadzieją ten dzień
kończę
Komentarze (9)
Metafory bardzo czytelne, ale koncert i dyrygent-
znakomici.
Nastroju tu nie brak romantyczny wiersz;D
pieknie żeglowałes....hmmm....pozdrawiam
podoba mi się...
Przeuroczy wiersz.
Ale złapaleś wiatr w żagle. Obrazowy erotyk.
Mam nadzieję, ze szekle nie puściły i wytrzymało
olinowanie, fały na lik i zmieniaj halsy, bo sztuką
przez całą noc być na kursie i od wiatru nie odpaść,
gdy żagle nie zrefowane!
ciekawy przekaz, ech, żeglowanie po bezkresnej toni
pożeglowałam wraz z wierszem...piekny..pozdrawiam