Nieistniejący fragment
- Chcę się kochać – a ty, jak zwykle
przenosisz mnie do miejsca, gdzie cuchnie
zgnilizną, a ściany pokrywa pleśń. Dotykam
powietrza, oddycham starymi szmatami.
Przewieszone przez sztalugi przypominają
podniszczone obrazy, na które nie da się
patrzeć - spieprzone życie. Dopasuj słowa
do sytuacji, dodaj dwa do dwóch, a wyjdzie
ci zero – kompletny brak obojętności.
Za chwilę zaczniemy przedstawienie,
wejdziesz w mój umysł. Posiądziesz każdą
myśl, zapomnianą i odrzuconą.
- Spójrz, Rafał - one nas obserwują, jakby
chciały zapamiętać akt, który się za moment
odbędzie - płomienie ogarniają moje ciało;
- boli jak cholera, ale to nic. Chcę tego,
pragnę.
- Ech… Rafał - mam wrażenie, że dosięgła
mnie zemsta bogów (mówiłeś, że nie istnieje
nic poza próżnią, albo wytworami wyobraźni,
w której lęgną się stada kosmitów), więc
jak wytłumaczysz rzeczywistość, która nas
dopada? A może jesteśmy zakładnikami w
zaświatach? Zesłano nas tu tylko po to by
pozbawić wolności? Jeśli tak - uwolnimy się
sami, gdy zdejmiemy maskę z umarlaka w
trakcie kopulacji – choć przecież to
awykonalne. Umierającym nie zakłada się
masek przed śmiercią, bo i po co (odlewy
post mortem również - niemodne od
dziesiątków lat)? Nie przenoszą się potem
do Wenecji, ani Rio de Janeiro; wieczny
karnawał, czy nieskończony teatr nie
istnieją.
- No i szukaj wiatru w polu – myślę
głośno.
Boję się nocy, czasami dnia, słyszę ich
głosy - podchodzą blisko, za blisko bym
mogła dokonać wyboru.
- Nie potrafię? Czy nie chcę – jeden czort
jak to mówiła świętej pamięci moja
babcia.
Staram się wymazać z pamięci wszystkie
przesłodzone chwile, prócz „naszej
osobistej zbrodni”. Popełniliśmy ją w dniu,
który nie powinien istnieć, a jednak… -
odtwarzam słowa w pętli -
„Justynko... podczas seksu wypaliło się
kilka zniczy i świeca z wizerunkiem Maryi,
wszystkie co najmniej pięćdziesięcioletnie.
Just... my się nie wygrzebiemy z piekła”.
Wytatuowałeś mnie tymi słowami, obsypałeś
kwiatami z cmentarza; będą to wieczne
lilie, które nigdy nie uschną.
Skomlę: Jestem bezpańskim psiakiem, błądzę
od pragnienia do… - myśl kończy się
imieniem Rafał.
I nagle zjawia się on, gładzi zimnymi
dłońmi moje ciało. Przeszywa chłodem, który
powoduje dreszcze, konwulsje.
– Wejdź we mnie kochanie, Chcę ciebie
poczuć - szepczę ledwo słyszalnie.
- Tak! - połączmy się, wznieśmy ponad czas,
który istnieje tylko tutaj spłodzimy owoc -
mutację literacką.
- Nie przerywaj -
Komentarze (6)
Wojaczkowo (w moim odbiorze). Pozdrawiam autorkę:)
och, jaka rozpacz w sercu, oby się Justynka uratowała,
bo zagłada BLISKO, OBY...
Chyba miało być "w której lgną się stada kosmitów"...
ale już sama nie wiem :-(
Bardzo interesujący i przejmujący tekst...czytałam z
zaciekawieniem :) Pozdrawiam ciepło Ewuniu :)
Korekta - niezwykła
Niezwykły proza, oryginalna, niepokojąca, a nawet
mroczna...
Przeczytałam z zainteresowaniem,
pozdrawiam wieczornie.
Czytałam z zaciekawieniem. Pozdrawiam cieplutko z
podobaniem:)