Nienaganna melancholia
Zakrywam się kołderką z delikatnego
różu,
to róż jest boskiego pochodzenia. To jego
wola. Zdjęcie z krzyża.
Zamykam oczy, słodko leniwie. W tym błogim
spokoju,
co go nie prześcignie nawet nicość. Trwanie
w jednej kropli jabłkowego soku.
Ciemność, lecz nie mroczna. Delikatna barwa
namiętnej nocy,
duszność niemalże pewności i świadomości.
Nieogarniętej marnym umysłem miłości.
Zwiewna suknia Twa, muskane me lico.
Wiatr chłodzi ciało ciepłe, jak łzy za
domem rodzinnym.
Stoisz obok, już nie wiem jak długo, już
nie wiem, z której strony nieba zeszłaś z
mieczem,
by każdy mój kolejny dzień był nienaganną
melancholią. By przegnać potwory, zjadające
mnie nieśpiesznie.
Nie pamiętam, w którym momencie troski Twej
i mego urzeczenia,
wyrzekłaś się skrzydeł, by móc bez wyrzutu
ucałować spragnionego. Łkającego za
spełnieniem.
Nie wiem nawet, ile siły przywołałaś z
wyższych światów, by udźwignąć klątwę
Rebeliona.
Ale dziś tu jesteś! Jak strażnik powołania,
jak kochanka nieokiełznanego. Jak
najpiękniejsza. Oto żona.
Komentarze (2)
pomoc kobiety Żony ważny fakt Wiersz bardzo ładny w
treści + Pozdrawiam
ładnie napisane...warto się wgłebic w
treść...pozdrawiam