No cóż....
Jak piasku ziarenka w sennej klepsydrze,
Spadają dni do tych minionych.
Z wariactwa objęć siebie chcę wydrzeć,
Bo jest mi żal chwil roztrwonionych.
To czas na szczerość bezczelną nawet,
Obdartą ze zwojów zbędnej bawełny.
Szczerość jak prawdy zimny kawałek,
Cierpkawy w smaku, ale potrzebny.
Niech los oszczędzi takiej podróży,
Trasą swej duszy ślepych uliczek.
Gdzie trędowata ci szczęście wróży,
W zamian o całus prosi w policzek.
Jak się nie rzucić w samotną przepaść,
Co się podszywa pod chęć wierności.
Nie mam wyboru, muszę się przyznać,
Do beznadziejnie chorej miłości.
Komentarze (3)
żal czasu na chorą beznadziejną miłość...ale czy
miłości to da sie wytlumaczyć? świetny wiersz..bardzo
mi sie podoba
bardzo mi sie podoba...dobrze sie czyta i ma naprawdę
madre słowa!dobre porównania!
miłośc bywa chora i beznadziejna...iwarto ją
zmienić...dobry wiersz.