Ocean
Słońce jaskrawo oświetla wnętrze pustego
pokoju. Jasna plama na ścianie,
podłodze…
Obok mnie puste miejsce. Zimne, wychłodzone
samotną nocą.
W lustrze stojącego trema odbicie czyjejś
twarzy.
Mojej?
Nie
mojej?
Niczyjej…
Za oknami szum drzew. Szelest liści…
Noszę wciąż twój obraz w źrenicy.
Twoją twarz, rozwiane, długie włosy.
Kocham cię.
Zbudził mnie szept, przypadając lekkim
tchnieniem do bezsilnych jeszcze powiek,
pod którymi czerwieni się pulsujący
świt.
Zbudziła mnie pustka i pamięć oczekiwania.
W otwartym oknie faluje firanka. Tak
powoli. Wybrzusza się jak żagiel…
Byliśmy tam, nad oceanem snów.
Białe języki piany
lizały wilgotny piach.
Nasze stopy.
Byliśmy w słonych
porywach wiatru
i w huku nacierających fal.
Byliśmy tam bez rozterek i lęku o jutro.
Byliśmy
tam,
ty i ja.
Zakochani.
Śniliśmy razem, wpatrzeni w pierzastą smugę
po odrzutowcu. W krzyku mew.
A więc jest jeszcze ratunek, promyk
nadziei. Bo gdybyśmy śnili osobno, to nie
byłoby już nic.
A więc…
Skrajem nieba zsuwał się
skrzydlaty obłok,
niczym wielki ptak.
Gdzieś tam, gdzie z pluskiem ryby
opadają płetwą w głąb cichego
sanktuarium.
Kocham cię.
(Włodzimierz Zastawniak, 2023-05-01)
https://www.youtube.com/watch?v=WBEEC-Zivbo
Komentarze (4)
Ujmujący wiersz w swoim przekaie.
Pozdrawiam, Arsis.:)
https://youtu.be/LUmKPaCWwo0
Zachwycająco!
Serdeczności przesyłam
P.S.- napisałabym:
*zbudził mnie szept, wnikając lekkim tchnieniem...* 14
wers.
*Gdzieś tam, gdzie plusk rybiej płetwy opada w głąb
cichego sanktuarium*
Oparłem się myśli, zaraz to jeszcze nie koniec świata,
spróbowałem otworzyć drzwi, nie były zamknięte na
klucz. Zobaczyłem nasze jutro...
Pozdrawiam, +
Miłego dnia