Ona i Zakochany On.
Nie estety prozą, nie zimy grozą
poznać ją miałem,przyjemność błogą.
I nie patrząc wcale, w blasku cie
ujrzałem,
lecz pierwsze to niebiańską twą pieśń
posłyszałem,
Twój głos dotknął ,musnął mój policzek
biały,
jak motyl,swym skrzydłem lekko
onieśmielały.
Błogosławiona chwila w której cie
dostrzegłem
nie moge pomnąć twych oczu,kiedy
bledłem.
Tak mały, taki przezroczysty stałem
zatrzymać tę chwilę w mym sercu
chciałem.
Sto żądz,tysiąć pragnień roznieciłaś
ciałem,
o milion wiecej twój głos sprawił że
osłupiałem.
I słowa jednego wymówić nie chciałem
by nie przestraszyć cię mym nagłym
zapałem.
Dla ciebie nie znacząca nic ta chwila
stała sie dla mnie nieba chwili
podwalina.
Odszedłem,nie zapomniałem.
Minęło kilka nocy nieprzespanych tu
I znów cię zobaczyłem piękniejszą niż ze
snu
Twój uśmiech lekki, wargi rozchylone witają
mnie znów.
Nie czekając,za tobą jak za boginią
popedziłem co tchu,
Serce biło mocno, gorąco,żywie że brak mi
słów
Kilka słów wyrzekłem ku królowej moich
snów.
Patrząc w twe oczy pragnąłem co sił,
by być tym wiatrem co omdlewa na policzkach
twych.
Początek godny książkowej sagi,
ona i on na scenie dopiero co poznani
stali.
On zakochany, ona nie wiedząc nic,
myślała że to uprzejmości przykładowy
szkic.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.