patosfera
urodzony w koszu z wikliny
na pogniecionych kartkach papieru
uroczo wylania się pustkowie
pielęgnowane jak niechciane dziecko
stąd do ostatniego przystanku
ciągnie się widok znany z dzieciństwa
chora wyobraźnia zna dalszy ciąg tej
inwokacji
kołyszące słowo
wypowiedziane przy okazji
dyskretnego zwierzenia
potajemne odwrócenie
od codziennego wysiłku
pod osłoną z amarantowych marzeń
to tylko chwila zadłużona w banku złudzeń i
przyjemności
wypłakane losy wędrującego oka
niezdolnego do patrzenia
przecież tej zimy zamarzły nawet łzy
jak winogrona głaskane przez leniwego
ogrodnika
w zagajniku nieposłuszeństwa
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.