Piórkiem o piórku
Podobały mi się małe zwierzątka,
egzotyka w miniaturze w kiosku za rogiem
w drodze do szkoły, plastikowa
albo z jakieś masy…
Kupowało się czasem, ale prawie
codziennie
polowało na szczególne,
brakujące do kolekcji okazy.
To były czasy pachnących gumek do
ścierania,
gum balonowych „donaldówek”,
bananów i cytrusów
do kupienia dla dewizowców.
W końcu kurort nadmorski miał
w ofercie – nie tylko morze.
Może to i dobrze. Bywało światowo i
kolorowo.
Szczególnie latem w zbyt długiej kolejce
za chlebem.
A chleb też był niezwykły.
Pachniał z daleka
wszem i wobec oznajmiając,
że właśnie była jego dostawa.
Chrupiąca skórka prosiła się, by ją
napocząć,
ale mama nie lubiła takich „nadjadków”.
Miałam kawał do szkoły.
Przez most zwodzony. Barierki
były rozstawione tak rzadko,
że wyobrażałam sobie jak to z podmuchem
silnego, sztormowego wiatru
walczę, by nie ześliznąć się w czarną,
porywistą wodę.
Za każdym razem byłam z siebie dumna,
że pokonałam mostowego potwora.
Ciężki od książek i zeszytów
plecak był bardzo przydatny.
Drobnej wtedy dziewczynce
dodawał kilogramów
i nie leciałam z wiatrem
jak piórko.
Dobrze jest mieć tylko takie ciężary,
które stanowią
bezpieczny balast.
Komentarze (29)
Ja też miałam taką piekarenkę pod żurawiem... potwora
też. Wspomnienia...
Z przyjemnością czytałam.
Pozdrawiam:)
Te dawne wspomnienia pachną nie to.co.dziś pozdrawiam
serdecznie
Chrupiący, pachnący chleb i spacer do szkoły na
skróty, czyli drogą dwa razy dłuższą - pamiętam :))
Cudna wycieczka w przeszłość :)
Obudziłaś wspomnienia. Może i ja kiedyś coś napiszę o
chlebie od Mieczkowskiego. Była to najlepsza piekarnia
w Sopocie za czasów mojego dzieciństwa. Niestety dość
daleko od naszego domu, więc ten chleb kupowało się
albo na spacerze na molo, albo na specjalne okazje...
:) Ja chcę więcej! Bo świetnie Ci się piszą te
wspomnienia "piórkiem" :)
Czytając odżyły wspomnienia nie tylko chleba...
Super wspomnienia, teraz nawet chleb nie pachnie.
Wszystko jakieś sztuczne, inne.
Z dawnych dziejów wspominam most drewniany w Malborku,
strasznie się bałam po nim iść. Nie dość, że były
wielkie szpary pomiędzy deskami to jeszcze się bujał.
Podobne mam wspomnienia. Też obgryzałam chleb nim do
domu doszłam.
Smak i zapach nadal pamiętam. /mimo, że już dorosłe
wnuki mam/ Miłego wieczoru:)
Ładne wspomnienia. Osobiście wspominam zapach chleba
pieczonego przez babcię
i smarowanego masłem też własnej roboty, na duże TAK
pozdrawiam ciepło.
Mariolo, pamiętam takie okrągłe bochny z naszej
wiejskiej piekarni, piekarz przynosił z piekarni na
podłużnej desce zrzucał na ladę sklepu i za chwilę
chleba nie było. Zanim doszedłem do domu z tym chlebem
był obgryziony dookoła. To było życie pełne blasków...
a dzisiaj?
Pozdrawiam Mariolo, Wesołych i Szczęśliwych Świąt dla
Ciebie i rodziny.
Wiersz i puenta. Bardzo. Miło poczytać.
Pozdrawiam.
Wspaniały wiersz, Marce!
Wiersz, proza, monolog, nie ważne :-)
Nie tylko zauroczyłaś, ale przypomniałaś... siedzę
sobie teraz i... czuję... te zapachy... i ten ciężar,
jakże cudowny...
Dziękuję Tobie, Marce :-) Wspaniałego wieczoru :-)
Ciepło o dzieciństwie z doskonałą puentą.
Miłego wieczoru, Marcepanko:)