Po drugiej stronie
Był sobie dziad i baba... Kraszewski?
kiedy już przyjdzie na nas pora
by zbierać się
w daleką drogę
mam prośbę: nie bądź małostkowy
i jak dżentelmen puść mnie przodem
kochany
kiedy już będziemy powagą wieku osrebrzeni
przyjdzie na pewno taki moment
że jedno tam
drugie na ziemi
proszę
nie pozwól na noc pustą
gdy pościel grzeje jedno ciało
bo chociaż za dnia jestem mocna
w ciemności siły mam za mało
ty przetrwasz
więcej masz spokoju
ja zawsze kłębek wątpliwości
ty się nie lękasz
skało moja
mój oceanie łagodności
i jeszcze proszę
byś za rękę trzymał mnie mocno jak
dziewczynkę
bo dzięki temu łatwiej przejdę
i wiary będę mieć kruszynkę
w spotkanie
gdy dożyjesz kresu
i nawet wtedy mnie odszukasz
gdy nie zostawię ci adresu
na pewno wejdziesz i zapukasz
i powiesz:
ale się zmachałem,
ale, kochanie moje, teraz
nigdy już ciebie nie zostawię
wieczność przed nami się otwiera
Komentarze (5)
Piękna ta miłość poza moment odejścia z Ziemi pełna
nadziei na wspólną wieczność :)
Pięknie! Ten utwór to drogowskaz dla każdego
człowieka. Wspaniale.
przepiękny wiersz o późnej miłości po wieczność -
przychylam się do kom. Bałachowskiego.
Piękny wiersz napisany z wiarą w istnienie po drugiej
stronie, ze strachem na samotność, rozumiem i
podziwiam:)
Najbardziej trafia we mnie widok dwojga staruszków
kiedy tak idąc podtrzymują się nawzajem. Wiedzą, że
tak naprawdę mają tylko siebie. Nie kryjesz
inspiracji, choć nie- twój wiersz jest tylko lużnym
nawiązaniem do tematu z Kraszewskiego. Twój wiersz.
Dobry wiersz.