Pozwól mu odejść
to oczywiście fikcja literacka, ale mam nadzieję, że odnajdziecie w tym wierszu coś dla siebie.
Na parkanie, tuż za rogiem,
Stała dama z młodzieńcem i Bogiem.
Płaczem zalana, zmieniała pacierze.
" Uwierz"- mówił, odpowiada- " Wierzę".
Potem dłoń uniesiona w górę,
Która jutro miała wyciągać kulę.
Na parkanie stoi już sam,
Zasmucona, biała dama.
Jego postać znika gdzieś w oddali,
Pamięcią sięgają, jak razem na parkanie
stali.
On w wojskowym już ubraniu,
Niknął, płakał w przytulaniu.
Lata biegły, jesień, zima;
Wstała z krzesła, chustą się okryła,
Wybiegła na podwórze, boso na śniegi,
" Biegnij!"- woła- "Kochany, biegnij!".
A to tylko zamieć za lasem,
Która błąka się w świecie czasem.
Tuż przed wiosną, zupę gotowała
I do dwóch talerzy ją rozlała;
Dwie łyżki, dwa krzesła, dwa nakrycia,
Gotowa już do wspólnego życia.
Na parkan szybko wyjrzała,
A to tylko czarna wrona do domu leciała.
Na kolanach obiecywał, że wróci,
A tu kolejna godzina, raz jeszcze
zasmuci;
I tylko nadzieja na list, na słów kilka;
List wreszcie w dłoniach- otwarła-
umilkła.
" Od Wojska Pospolitej Rzeczy,
Niech Bóg ma go w swej pieczy."
I siada, i wstaje- uwierzyć nie może.
" Jak mogłeś różańcu mój, mój Boże!"
W płaczu, w gniewie, krzyk się
wydostaje,
Człowiek planuje, Bóg swoje daje.
I siada, i krzyczy, nadzieja przegrana,
Ta biała dama, łzami bólu zalana.
Lata biegną, jesień, zima;
Ona nadal gotuje, dla dwojga nakrywa.
" Kochany mój, chodź, bo zupa ostygnie".
Potem na puste krzesło patrzy naiwnie.
I czasem tylko, wieczorem, przy zimie,
Wybiega bosa, a zamieć w lesie niknie.
zdarza się samotność i nie wolno jej się poddawać- zawsze wyglądajcie na zewnątrz swego serca- może właśnie tam czeka miłość.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.