Pracowita baba
Przypaliła baba prosię,
oj, dostanie się po nosie,
kiedy Jaśko z pola wróci,
wtedy z izby ją wyrzuci.
Cóż więc począć, trudna rada,
przywołała więc sąsiada,
i przyczłapał Zbycho stary,
przetarł oczy, nie do wiary.
Że się prosię zrumieniło,
mało chaty nie spaliło,
więc rozrobił wapno w misie,
będą zaraz ściany lśnić się.
Wszedł na stołek i spadł zaraz,
wielki przez to był ambaras,
więc rozważmy krok za krokiem,
jak to było z świńskim bokiem.
Wcześnie rano przy sobocie,
uwiązany był przy płocie,
prosiak pięknie odchowany,
zaraz będzie ubijany.
Co do rzezi to nie powiem,
to zachowam w swojej głowie,
sprawnie Jaśko więc rozkraja,
od podgardla aż po jaja.
Wieprza, co go cały roczek,
tuczył, by był tłusty boczek,
i dał babie, toż to heca,
połóweczkę wprost do pieca.
I nałożył z lasu drzewa,
już prosiaczek się podgrzewa,
i powiedział swojej babie,
że weźmie drewniane grabie.
I pójdzie jeszcze do pola,
bo to przecież wczesna pora,
babska taka już natura,
nie upilnowała knura.
Nagle pełno wkoło dymu,
poszukajcie sobie rymu,
całe ściany okopcone,
jaką Jaśku wziąłeś żonę?
By ztuszować sprawę całą,
powzięła myśl taką śmiałą,
poleciała po sąsiada,
który biegle pędzlem włada.
A ten Zbycho niedołęga,
co nastęka to nastęka,
bo był już zniedołężniały,
a tu przecież kawał ściany.
Wchodzi więc na stary stołek,
z którego wyskoczył kołek,
jak nie rąbnie o podłogę,
przetrącił kulawą nogę.
I tak jęczy i tak woła,
że usłyszał Jaśko z pola,
te okrzyki i te kwiki,
byle tylko bez paniki.
Skąd tak głośny krzyk kobity,
prosiak przecież był zabity,
więc otwiera drzwi od chaty,
i cóż widzi - same straty.
Baba całkiem oszalała,
bo na obiad nic nie miała,
na dodatek czarne ściany,
cały stołek połamany.
Zbycho trzyma się za nogę,
baba padła na podłogę,
i się miota, wyje, krzyczy,
trzeba trzymać ją na smyczy.
I nie dawać jej roboty,
aby nie popaść w kłopoty.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.