Pracownia fotografa
Pracownia fotografa - przestrzeń
przepełniona czarnością i lubością
fotografa do tego miejsca. Wyzwala się we
mnie energia, łechta mnie "kobiecość", do
tej pory nieznana, skrywana głęboko.
Łaskoczenie w brzuchu popycha mnie do
przodu, do działania, poznawania tego
miejsca. Mój wzrok chłonie każdą belkę w
podłodze, dachówkę, postać fotografa,
tajemniczy aparat. Czuję się pewna siebie i
pobudzona do tego stopnia, że postanawiam
zrobić sobie zdjęcie. Raz dwa...zawieszony
ruch w powietrzu...trzy. Postać jak z
wosku, nieruchoma. Oddech staje sie szybszy
i gwałtowniejszy aż z gardła wydobywa się
krzyk!a ciało kuli się w bólu. Coś wychodzi
ze mnie, coś co było zakopane głęboko w
nieswiadomości. Powoli odkrywam się
centymetr po centymetrze, staję cała oko w
oko z aparatem, rozwalona na pół. Czerń
przesłania mi wszystko, chcę zrzucić z
siebie ten balast, ale nie potrafię go od
siebie oderwać! W końcu spływa wraz z
kroplami potu. Odrzuca mnie w głąb. Chowam
się, zdejmuję maskę by móc na nowo
zatańczyć.
Dziwne miejsce z dziwnymi rzeczami, wśród
tych rzczy są skrzynie wypełnione
zdjęciami...moimi i jakiejś kobiety bardzo
podobnej do mnie...ale właściwie, która to
ja? Ręce zaczynają się pocić, czuję suchość
w ustach, starch miesza się z ciekawością.
Drzwi. "Coś" każe mi zajrzeć za nie. Z
jednej strony nie chcę tego robić, z
drugiej nogi same mnie prowadzą, a ręka
musi dotknąć i nacisnąć klamkę. Pierwsza
chwila po otwarciu to strach i bliżej
nieopisany ból, natychmiast je zamykam.
Słodko gorzki smak strachu wkrada się w
moje usta, karmi je, syci. Powoli wnika do
wnetrza organizmu, rozpuszcza się...ciało
chłonie nową porcję energii i używa ją przy
oddechu, nowym kroku, który stawiam w
kierunku nieznanej kobiety...patrzę jej...w
moje oczy...oddech staje się krótki i
płytki, chciałabym coś powiedzieć, ale nie
wiem co. To moja głowa i piersi i nogi!
"Dziwna dziura" w podłodze "łaknie" tego by
się nią zainteresować, a obraz, który w
sobie skywa pozwala się "podglądać". Moim
oczom ukazuje się szwalnia. Miejsce
fizyczności i ciężkiej pracy. Kieszeń
sukienki skrywa czerwoność a moja ręka tę
czerwoność uwalnia. Cieszę nią wzrok przez
chwilę po czym uwalniam ją. A ona spada w
dół i rozbryzguje się jak krew na
ścianie.
Taka jestem? Taka będę? Lepiej będzie jeśli
wrócę w bezpieczne miejsce na dół, tam skąd
przyszłam. Zamykam drzwi. Odchodzę. Ale
powrócę.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.