prawdziwa historia bitwy pod...
Nie wierzcie uparcie słowom z ksiąg
historii,
albowiem historia niczym wspomnień
zbiornik
z różnych źródeł czerpie - legendy,
bajania.
A prawda, ta naga, zmusza włos do
wstania.
Czy mi uwierzycie? To całkiem realne,
gdy poznacie prawdę bitwy pod
Grunwaldem.
Był czternasty lipca, przeddzień sławnej
bitwy.
Oba wojska z obaw miast zmawiać
modlitwy,
na czele z Jagiełłą i von Jungingenem,
pili młode wino pomieszane z chmielem.
A wiadomo przecie, że mieszanie szkodzi,
więc gdy piętnastego jęło słonko
wschodzić,
żaden z dzielnych wojów nie miał sił na
walkę.
Zwłaszcza, że niektórzy smalili
gorzałkę.
Obydwaj wodzowie bez zbędnych mecyji,
widząc spite wojska szybko uradzili,
że do walki stanie jeden -
najdzielniejszy.
Da wygraną państwu jeśli bój zwycięży.
Urlich wnet wystawił ogromnego woja,
na którym złowrogo lśniła czarna zbroja.
Jego koń okuty, jak smoczysko wielki.
Samym już wyglądem wzbudzał strach i
lęki.
Władysław gdy ujrzał siłę przeciwnika,
krzyknął jeno gorzko – dawać ochotnika!
Po czym kilku wojów, jakby mieczem
ścięło,
gdy z rozpaczą w oczach patrzył nań
Jagiełło.
Lecz nie wiem czy króla spojrzeniem
rażeni,
czy może gorzałką nadto upojeni,
bo słyszałem tylko jęki kaca zewsząd
i frywolny chichot upojonych dziewcząt.
Nagle spod młodziutkiej, dziewki prawie
nagiej,
wygrzebał się rycerz. Trochę jakby
magiel
wydusił zeń soki. Chudy, mały, stary,
wysuszona skóra, a z mięśni suchary.
- Ja pójdę – rzekł – Panie. Taka moja
wola.
Pójdę i zabiję Krzyżaka potwora.
O kulawej nodze stanął tuż przed królem,
jeszcze ciut pijany, trzęsący dziadulek.
Cóż miał począć Władek, machnął tylko
ręką.
-Czeka nas porażka – westchnął
cichuteńko.
Pomogli dziadkowi włożyć ciężką zbroję,
na konia wsadziło z trudem chłopa troje.
Ledwie mógł utrzymać pion i miecz
ogromny.
Wszyscy przeczuwali koniec nieuchronny.
Stanęli do bitwy, Krzyżak już naciera…
Polacy zaś nie chcąc stracić
przyjaciela,
krzyczeli do dziadka, choć był już w pół
drogi –
Ej dziaaadek! Dziadunioooo! W nogi, w
nogi, w nogi!
Kocioł powstał straszny, wzbił się tuman
kurzu.
Dopadł Krzyżak dziadka na bitewnym
wzgórzu.
Wraz z kurzem powoli malała i wiara,
i nadzieja w oczach Polaków topniała.
Opadły emocje wraz z kurzem bitewnym
a tam dziadek krzyczy idąc krokiem
pewnym…
-Dziękuj im Krzyżaku, że w nogi błagali,
bo bym łeb odrąbał, choć zakuty w stali!
Wrzawa się podniosła między Krzyżakami,
wtem wyskoczył Urlich z nagimi mieczami.
Nie zdzierżył porażki i umowę zerwał,
zaślepiony zemstą i tak wojnę przegrał.
Komentarze (27)
Cacuszko, pięknie napisane. Treść poniekąd
ponadczasowa pomimo odmiennych warunków, że tak
powiem. A gdyby wszystkie podręczniki wyglądałyby jak
ten utwór, wiedza zapewne łatwiej trafiałaby do głów
:)
Dotarłem do Twojego wiersza. Uśmiałem się setnie.
Pozdrawiam :):)
Ta wersja trafiła do mnie ;) i dam głowę ściąć, że tak
naprawdę było ;) Pozdrawiam :)))
bardzo ciekawy mądry wiersz :)
witaj po tak długiej nieobecności
bardzo interesująca opowieść
na wesoło a morał doskonale odzwierciedla
współczesnego człeka
Ciekawy. Przeczytałam z przyjemnością, mimo to, że
długi. Pozdrawiam
Alle historyja! Ukłony ;))
przynieśli Urlicha myśląc że jest
zarąbany - a on był po prostu
fest narąbany
Pozdrawiam serdecznie
Ale historia, z medalem uśmiechu:)))Pozdrawiam:))))
Tak pieknie i prtzekonywująco napisane, że gotów
jestem w Twoją racje uwierzyć, pozdrawiam
Władasz piórem jako mieczem :-)
No to już znamy prawdziwą wersję. Fajna lekcja
historii na wesoło. Pozdrawiam :)
Swietny wiersz, usmiecha:)
Pozdrawiam.
Świetny wiersz, przeczytałam z przyjemnością i z
uśmiechem:))
:))Fajny wiersz. Dobrze się czyta.