Rodzicom.
mamie i tacie...
Spotkali się
poznali
pokochali...
Szybko wzięli ślub
i niedługo pierwsze dziecko
przyszło na świat,
choć miała zaledwie 17 lat...
On pracował,
lecz pił.
Całował,
a potem bił.
Ona w koszuli nocnej
na klatce stała
zapłakana.
Nie wpuścił jej
i spała
na klatce do rana.
Zziębniętą zabrał
wreszcie do środka,
pogłaskał i przytulił
jak małego kotka.
Przeprosił...
Wybaczyła,
bo go kochała,
bo miłość się dla niej liczyła.
Niedługo potem stracił pracę
i coraz więcej pił.
Ona go błagała,
lecz on nadal bił
i gdy 4 lata później
znów spodziewała się dziecka
on ją przeklął
mówiąc,
by razem z nim zdechła.
Lecz ona na przekór
mężowi i światu
urodziła córeczkę
i znikł brzuszek,
który tak podobał się bratu...
Dziecina rozjaśniła
ich dom swoim śmiechem,
odbijał się od ścian
i powracał echem.
Mijały lata,
dzieci dorastały,
dopadł ich głód,
był kłopot niemały.
On nie chciał pracować,
więc ona zmuszona
wyjechała
daleko od dzieci
stęskniona...
To już nie była rodzina,
to nie był mąż i żona...
I TO JEGO WINA.
Tato...
Dlaczego zrobiłeś to mamie?
Dlaczego ją biłeś
zmęczyłeś psychicznie
i czemu wciąż piłeś
i nie chciałeś mnie..?
Mamo...
Dlaczego godziło się na to Twe serce
Twoje ciało
i Twoje spracowane ręce..?
Dziś biorą rozwód,
a tak się kochali,
zapomnieli o miłości
wygasła
raniła palcami
zimnymi,
lecz teraz wyszła
i trzasnęła drzwiami.
(nie wszystko co zostało napisane powyżej jest prawdą)
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.