sen
zagubiony w ciszy nocy,
przerazony spiewem nietoperzy,
gubil rozsadek.
Ogarniety lekiem samotnosci,
poczul paraliz ogarniajacy jego cialo.
Chwilowa cisze przerwal nagly huk i
zza horyzontu ogromnych drzew oraz
krzakow
wylonila sie bestia wieksza od
nienaturalnych rozmiarow niedzwiedzia.
Wiedzial, ze juz nie ma po co uciekac,
zamknal oczy i czekalna decydujacy cios,
ktory ma zakonczyc jego egzystencje...
nagle wszystko ucichlo.
Otworzyl oczy,
byl przepiekny poranek.
Slonce skradalo sie niesmialym ale
cieplym blaskiem.
Przed jego oczyma ukazala sie twarz kobiety
o tak boskiej urodzie
jakiej istnienia nawet sobie nie
wyobrazal...
a ona, ta jedyna w swoim rodzaju
dzierzyla polowe jego wielkiego loza...
"ja snie"- pomyslal zamykajac oczy...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.