w sferze niespelnionych marzen...
chce zasnäc
bez jednej lzy
wsiäkajäcej w posciel...
nie poczuc juz
ramion ,co jak obrecze
kamienne
obejmujä poduszke...
chce nie bac sie
snöw,co zimnem
napelniajä
tetniäce arterie,
zastyga serce...
zobaczyc twarz Boga
jesli ja ma...
zetrzec z Jego ust
cyniczny usmiech,co
bläka sie
w konturze zimnych warg,gdy
patrzy jak
padamy na kolana
po kolejnych ciosach
w brzuch...
zatopic ludzkimi
lzami Jego pluca,by
choc raz poczul
jak boli bycie czlowiekiem...
Komentarze (1)
czuc w tym wierszu rozgoryczenie zyciem...pozdrawiam