Stadium psychiki - Sonet I
Siedzę na krześle, myślę...,
szlocham...,
Ociężałą głowę podpieram,
Między marzeniami się motam,
Złoty deszcz z twarzy ocieram.
I wciąż szlocham, trwale, nieustannie,
Jak ptak bez skrzydeł promienności -
Idę doliną znamienności
Co świat mój okrywa starannie...
Dlaczego błądzę tak w nadziei?
Która lśni w promieniach deszczu,
A wygasa w barwie bieli...
Czemu gdy radość serce nieci
Uciekam w krainę przeszkód?
I czekam..., aż beztroska uleci...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.