Szaroskrzydły
Mój Anioł o skrzydłach
barwy matowej stali
Końce jego piór
przykryte popiołem
nie pytam dlaczego
nie zmyje z siebie tego brudu
Niechlubnej pamiątki
dnia spadających gwiazd
Widziałem go tej godziny
Splamionego jego własną krwią
Bez słowa przyjął wyciągniętą dłoń
Wystarczyło spojrzenie tych oczu
by pojąć płomień obłędu
zrodzonego w przestworzach
Naszym towarzyszem jest cisza
przerywana podmuchami wiatru
Milczenie jego obroną przed pytaniami
Lecz dostrzegam że zaciska mocniej
szczęki
Widze drżenie odsłoniętych ramion
kiedy pytam o byt przed bytem
Szczególnie zaś o sens tatuażu
głęboko wrytego w dłoń
Tylko uśmiech wykrzywia jego twarz
niszczy spokój stężałej maski
Nie mówię nic więcej
Wystarczy sama jego obecność
by poczuć ból zapaść się w
odmętach szaleństwa i
wiecznej walki o trwanie
czy poprostu istnienie
na granicy życia
Jednak jest też coś co pozwala
kroczyć naprzód mimo łez
mimo upływającej szybko krwi
Jego odrodzenie w błękicie
niebios śmiech czysty i rześki
Gdy przebywa z dal od ziemi
Chwila wytchnienia w zawieszeniu
między dwoma światami
Chociaż wtedy nie musi walczyć
przez te parę chwil
Stara się powstrzymywać znużenei
Żyć jak kolejny człowiek
Wychodzi mu to lepiej niż niejednemu z nas
Tylko imię zostawił swoje dawne
anielskie- Gamaliel
Wieczorami zostawiam go
samego pod czarną pustką
Wiem że będzie patrzył przed siebie
w górę
Czyste krople spływające
po jego twarzy zamienią się
w czystą czerwień nim
zdążą dotknąć ziemi
Uciekam by nie usłyszeć
szlochu wmieszanego w
słowa modlitwy do Niego
Ciągle nie potrafię
chronić swojego Anioła
Brak mi...
---tusze potępione---
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.