Sztuka Umierania
…więc razu pewnego, po razy
tysiące,
A nawet po razy miliony, miliardy
Żył pewien śmiertelnik, co sądził, że
Słońce
Dla niego się świeci – nikt inny
niewarty…
I byt ten prowadził na wyższym poziomie,
Bo szczęściem darzony w swej pustej
rodzinie.
Wciąż stronił od pracy, a dobrym
pozornie
Wyznaniem się chlubił o każdej
godzinie…
Lecz kościół założył Samego
Wszechsiebie!...
I był w tej religii największym
czcicielem;
Swych gości częstował raz wodą, raz
chlebem,
A sam zawsze syty we Własnym
Kościele…
„Zły” los mu pozwalał, więc żył
on rozrzutnie –
Kupował te rzeczy, o których się marzy
I wille budował, i szeptał paskudnie:
„Ach, baluj ma duszo nim coś się
wydarzy!”
Więc hulał tak długo, choć wiecznie
samotnie,
Bo z nikim, swym życiem, się nie chciał
podzielić,
Wtem razu pewnego, to patrzy, tu
dotknie:
„Me włosy zsiwiały – czas w
końcu coś zmienić!”
I zmienił niewiele, bo już nie
przestanie… -
Kpił z biednych, ubogich i pluł im w
ubrania:
„Mą radość ukażę, nim serce me
stanie” –
Ze swoją pogardą nie w głowie
dawania…
Gdy stary już czuł się i ledwo oddychał,
To trumnę w brylantach zażyczył po
sobie.
W niej dno aksamitem, pieniędzmi wysypał
I w złocie obłożył jej ściany
ozdobnie…
Choć życie swe oddał w niezwykły czar
zera,
Choć życie swe oddał w pustotę i braki,
Choć w trumnie bezcennej spoczywa on
teraz,
To ciało Wszechjego i tak żrą robaki…
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.