Twoje piękne obietnice...
Obiecywałeś...
Gwiazdkę z nieba...
Nie dostałam...
Obiecywałeś...
Czterolistną koniczynkę...
Myślisz, że zapomniałam...
Obiecywałeś...
Że będziesz na wyciagnięcie ręki...
A ona nie może Cię znaleźć...
Obiecywałeś miłość już zawsze...
Dzień później dla "niej" zwariowałeś...
Obiecywałeś...
Wrócę...
Nie wróciłeś...
Obiecywałeś...
Nigdy nie skłamię...
I w tej samej chwili już załgałeś...
Obiecywałeś...
Że mnie nie zranisz...
A serce me jeszcze krwawi...
Obiecywałeś...
Będę obiecywał...
Faktycznie...
Te Twoje obietnice bez pokrycia...
Którym zapełniałeś każdą dłuższą ciszę
między nami...
Te Twoje obietnice bez pokrycia...
Które opłakiwałam po nocach, cichutko...
W poduszkę, w ciemnym kącie pokoju...
Pełnym powietrza i niepewności jutra...
To po co mi obiecywałeś...
Że przez Ciebie nie zapłaczę...
Nigdy...
I patrzę na te rany po Twych
obietnicach...
I myślę, czy kiedyś zechcą odejść...
I siebie mnie pozbawić...
Czy będą ze mną każdego "jutro"...
Bo nie wszystkim można wierzyć... Bo nie wszyscy zasługują na nasze zaufanie... Bo nie wszyscy o tym pamiętamy... I nie zawsze...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.