Ucieczka od kochanki
Wyłoniła się postać z mojej ciemności,
Lecz w półmroku nie poznałem twarzy.
Patrzę na nią w strachu bez złości,
Nie myślałem, że to kiedyś się zdarzy.
Przybliżyła się o kilka kroków,
I wyciągnęła rękę do mnie.
Ja przesuwam się i staję z boku,
Z trwogi trzęsę się bardzo, ogromnie.
Co tu chciałaś Ty łysa pało?
Gapisz się tymi dwiema dziurami
Towarzystwa masz jeszcze mało?
Chodzisz dzwonisz gołymi żebrami.
Po co przyszłaś tu z kosą błyszczącą?
Kiedy idziesz to zęby Twe dzwonią.
W sobie masz tylko siłę niszczącą.
Zmykaj stąd! Bo cię inni przegonią.
Pójdziesz ze mną - mówi gęba koścista.
Przyszedł czas najwyższy na Ciebie.
Patrz, moja kosa błyszcząca i czysta.
Choć, zostawię Cię dopiero w niebie.
Weź kostucho swą kościstą łapę.
Prędzej na łbie wyrosną Ci włosy.
Nie zabierzesz mnie z sobą na gapę.
Tak uciekłem raz śmierci spod kosy.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.