Wiersze SERWIS MIŁOŚNIKÓW POEZJI GRUPA AUTORÓW BEJ

logowanie
Zaloguj
Nie pamiętasz hasła?
Szukaj

***

Nooo, to nie wiersz tym razem, a proza poetycka, ale nie ma tu takiej działki jak proza, więc...

Dzień I
Jestem kobietą bez imienia. Wiem, mam piękną twarz i krągłe biodra, których pożądają mężczyźni gdy płynę w ognistym tańcu w letnie wieczory. Wiem, moje usta rozchylają się zmysłowo w uśmiechu przesyconym czerwonym winem pieszczącym smukły kieliszek, a oni rzucają mi pod stopy płatki róż. Tylko oczy… wiem, są puste i bezbarwne, nie ma w nich już błękitu nieba. One tęsknią…
Jestem kobietą bez imienia. Kłamię w imię swojej własnej prawdy, walczę ze sobą o pokój dla innych, im jestem bliżej, tym dalej odpływam i ze wstrętem zabijam resztki moich marzeń. One tylko bolą…
Jestem kobietą bez imienia. W moim świetlanym mieście rozmytym najpiękniejszym deszczem, kochając życie powoli umieram…

Dzień II
W zamkniętej przestrzeni życia próbuję uciec od siebie, od zła, którym jestem. Oddalam się na krótko i odbijając się od ścian wracam do swojego tańca na kruchym lodzie, do piruetów w głowie i wszystkich kolorów rozmytych w jednej kropli deszczu. Nie jestem ani sobą, ani swoim cieniem, ani żadną imitacją. Jestem człowiekiem bez przeszłości i bez jutra. Nie istnieję w słońcu, znikam jak krople deszczu – zbyt szybko, by wiedzieć, co to szczęście. Jestem nieistnieniem.

Dzień III
Chciałam napisać Ci list. List tramwajowy, deszczowy, szary. Jestem kimś, kogo nie ma.
Kiedyś moje imię brzmiało jak muzyka świerszczy w letnią, pachnącą sianem noc. Już nie istnieje. Zmył je ze mnie kwaśny deszcz na przystanku, zdmuchnął wiatr o zapachu spalin i papierosowego dymu.
Wiesz, chyba chciałam zatopić się z Tobą w muzyce, co nas otacza, w dźwięku dzwoneczków elfów. Wiem, że istnieją, bo znałam je kiedyś. Ubierałam ich buty z dzwonkami i kolorowe skrzydła. Latałam nad moim miastem, kiedy jeszcze mieszkało w nim słońce…
Słucham ryku samochodów wtulona w niego i nie zasługuję na Was obu, bo jestem zdrajczynią przez każdą moją myśl o Tobie… Czyż jednak tłumaczyć mam sercu, by nie biło na Twój widok? Czy tłumaczyć ciału, by nieograniczone przez rozum i wolę nie wyrywało się ku Tobie w zmysłowym pragnieniu, w głodzie długiego pocałunku?
„Najdroższy” – słowo, które umiem powiedzieć tylko Tobie, a powinnam szeptać tylko jemu. Najdroższy, te łzy, to dla Ciebie… więcej nie wolno mi dać. Dobranoc.

Dzień IV
Słyszałam moje imię. Odbiło się echem w ciemnej komnacie duszy i znikło. Trąciło tylko lekko moją suknię, a jej czerń zafalowała w krótkim tańcu, w z góry przegranej walce z przesyconym świecą i kadzidłem powietrzem i opadła równie bezszelestnie, jak się uniosła.
Nie mogę iść szukać mojego imienia, bo komnata nie ma okien ani drzwi. Nie słychać szumu wiatru, ani huku fal oceanu, choć wiem, że jest niedaleko. Nie wiem, ile minęło dni i nocy na bezustannym czuwaniu. Tu jest podobno bezpieczniej. Nad okrytą złotą kapą sofą nie pojawi się złodziej ani morderca. Co dzień dostaję świeże owoce, a w ich miąższu tyle jest soku, że spływa słodką i lepką rozkoszą po moich dłoniach. Podłogę otulają zawsze nowe kwiaty i miękki mech, co tłumi echo kroków i chroni przed niepotrzebnym bólem chodzenia.
To kadzidło, te świece, to dla mnie, bo jestem boginią i co powiem, to musi się stać. Tylko wyjść mi nie wolno. Nie słyszę nawet deszczu i głosów moich braci – elfów.
Długa suknia marszczy się bezszelestnie gdy siadam na twardym, ale złotym krześle przy mahoniowym stole i nalewam kolejny kieliszek wina zapalając kolejnego papierosa.

Dzień V
Za szybą tramwaju noc i deszcz. Moje włosy przesiąknięte mokrym zapachem skręciły się w małe loczki jakby chciały pokazać, że to one sobą rządzą. Ten wiatr… Kiedyś kochałam i wiatr i deszcz i noc. Jestem siostrą wiatru, żoną deszczu, to ja jestem nocą. Zdradziłam jednak moich barci i siebie, zamieszkałam w świetlanym, rozmytym, rozpłakanym mieście.
Przemykam między mrocznymi ulicami z deszczem i wiatrem we włosach, ze zbyt mocnym makijażem, z rozmazanym tuszem pod oczami.
A byłam kiedyś nocą…
A byłam kiedyś wolna…
A byłam kiedyś szczęśliwa…
Już dawno przestałam odczuwać, bo moje uczucia mnie ranią. Tak jest łatwiej. Nie ważne, co lepsze, ale co prostsze i bezpieczniejsze. Tego nauczyłam się od mieszkańców…

Dzień VI
Znów piszę list do Ciebie. Znów szary list bezimienny. To Ty dajesz zapomnienie, zaklinasz czas. Czasem nawet mieszkańcy wydają się sympatyczni, a ich szary sens nabiera bladych barw.
Dziś przez chwilę poczułam jakby oddech skrzydeł moich braci, jakby delikatny dźwięk ich dzwoneczków. To Ty uchyliłeś drzwi tej krainy, ale one zamknęły się szybko i tak cicho, że ich skrzypienie zagłuszył stukot tramwajów i ryk samochodów. Jednak nie pozwalasz mi zasnąć snem nieprzerwanym, snem wszystkich mieszkańców.
Wiem, że to Ty znasz moje imię – to zaklęcie, które pozwoli mi być elfem, które przywróci miastu słońce. Czy jednak je wypowiesz, skoro on jest tak blisko? Czy zabierzesz mnie w tamtą stronę, skoro pozwoliłam mu, by zamknął mnie w ciemnej komnacie?
Myślałam, że będę silna, że sama zniosę mój los, który sobie przeznaczyłam. Nie umiem. Proszę, nie zostawiaj mnie jemu. Zabierz ze sobą do krainy słońca.

Dzień VII
Nad kieliszkiem cierpkiego, czerwonego wina siedząc przeogromnym stole złośliwości słucham rozmów mieszkańców. Kąśliwe uwagi rzucane są uprzejmym tonem i przyjmowane równie uprzejmym uśmiechem i nienawistnym spojrzeniem.
A wino tańczy w nierozerwalnym tańcu ze szkłem, przyspiesza oddech i wiruje w głowie zapachem tęsknoty.
Mieszkańcy o bezbarwnych twarzach, zakochani we własnych cieniach powtarzają zasłyszane prawdy, recytują cudze mądrości.
A wytrawne wino ma smak pocałunku i pożądania, rozbudza zmysły, napina mięśnie i wyrywa duszę w pragnieniu spełnienia.
Mieszkańcy zazdrośni, nasyceni jadem wzajemnej obłudy wstają od stołu.
A wino na dnie kieliszka zatacza ostatnie kręgi rozkoszy.
Mieszkańcy wychodzą na ulicę…


Dzień VIII
Więc jednak zostałam sama w mydlanej bańce, w kryształowym kieliszku, którego nikt nie zagrzeje już w dłoni.
Gdy odchodziłam od niego, otworzyły się drzwi komnaty, a lodowaty wiatr rozwiał włosy i porwał mnie wprost w ciemnoszare chmury do swego podniebnego tańca zapomnienia. Pamiętam, że stałeś wtedy na skalistym brzegu i spoglądałeś w niebo w niemym podziwie i zastanowieniu, lecz nie umiałeś dać mi więcej, niż szare, połamane skrzydła. Potem odszedłeś w stronę latarni zabierając ze sobą moje imię…
Ciebie już nie ma. Jesteś snem odległej nocy, na którego duszy wyryte było moje zaklęcie, a który zniknął we wczesny, deszczowy poranek przepłoszony natrętnym dźwiękiem budzika…

Dzień IX
Więc jednak jestem nieskończenie wolna. W tym obcym mieście mogę pójść donikąd i nikt nie zapyta, dokąd podążam. Mogę mijać mieszkańców w rozświetlonych neonami ulicach i bezimiennie szukać tego, co zgubiłam. Dziś to wiatr mnie utula do snu, a deszcz szepcze czułe słowa, pieści policzki, usta i dłonie delikatnym dotykiem kropli.
Jestem glinianym naczyniem, z którego wylano wodę, a lekkość pustego wnętrza sprawiła ulgę, choć zapłakała tęsknotą.
Jestem gwiazdą, co spadła na ziemię w letnią noc, by spełnić jedno życzenie wypalając się w nim i gasnąc.
Jestem kobietą bez jutra i bez wspomnień. Na imię mi wieczna tułaczka, wieczna samotność.

wrzesień/październik 2001

autor

@IRAM

Dodano: 2007-02-28 00:02:57
Ten wiersz przeczytano 571 razy
Oddanych głosów: 4
Rodzaj Wolny Klimat Pesymistyczny Tematyka Życie
Aby zagłosować zaloguj się w serwisie
zaloguj się aby dodać komentarz »

Komentarze (0)

Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.

Dodaj swój wiersz

Ostatnie komentarze

Wiersze znanych

Adam Mickiewicz Franciszek Karpiński
Juliusz Słowacki Wisława Szymborska
Leopold Staff Konstanty Ildefons Gałczyński
Adam Asnyk Krzysztof Kamil Baczyński
Halina Poświatowska Jan Lechoń
Tadeusz Borowski Jan Brzechwa
Czesław Miłosz Kazimierz Przerwa-Tetmajer

więcej »

Autorzy na topie

kazap

anna

AMOR1988

Ola

aTOMash

Bella Jagódka


więcej »