Wiktoria11
Mariusz dopiero po dwóch tygodniach,
zadzwonił
do Małgosi
-Witaj moje słońce, moje życie, moje
szczęście. Naj, naj najmądrzejsza kobieto
mojego życia.
Małgosia słucha i nie może się połapać co
to może znaczyć? Co mu się stało? Ma coś z
głową? Aż taki słodki to już dawno nie był.
-Wracasz? Zapytała
-Nie, jeszcze nie.
-Dlaczego? Urlop ci się kończy.
-Na razie nie mogę przyjechać.
-Dlaczego?
-Jestem w szpitalu.
-Jak to w szpitalu? Co ci się stało?
-Nic poważnego, ale decyzja poważna.
-Mów prosto, po ludzku, bo coś kręcisz.
Od półtora tygodnia jestem na odwyku. Nie
piję
nic. Musiałem tu przyjechać. Miałem już
dość
siebie, wprost nienawidziłem się. Zdałem
sobie
sprawę, jak ciebie krzywdziłem. Widziałem,
jaka
byłaś smutna i zła na mnie.
Musiałem tu przyjechać, bo kocham cię
bardzo,
jak nikogo na świecie, no oprócz naszych
dzieci.
One dla mnie są najważniejsze.
-Ty to wszystko poważnie mówisz?
Zdecydowałeś
się leczyć?
-Tak, jak najbardziej poważnie to mówię.
Przyjedź do mnie, porozmawiamy z
lekarzami. Zdecydujemy co z moją pracą
dalej. Czy mam wrócić, czy się zwolnić
Przyjedź proszę.
-Dobrze przyjadę, też muszę wziąć sobie
wolne w pracy. Uprzedzić rodziców, że
wyjeżdżam, bo będą musieli zostać z
dziećmi.
Małgosia poczuła taką radość w piersi. W
oczach aż
pojawiły się jej łezki. To była radość, tak
inna.
Udało się, zrozumiał że źle robił.
Mariusz stał już przy samej bramie
wjazdowej
do szpitala Czekał niecierpliwie na
Małgosię.
W głębi siebie, bardzo się cieszył, że jego
ukochana
żona przyjedzie. Że zobaczy swoją chomiczkę
z
dużym brzuchem. To już dwa tygodnie minęło,
pewnie jest jeszcze grubsza. To już szósty
miesiąc
ciąży jest, więc widać już dobrze.
-Idzie! Aż krzyknął z radości. -Mój
bałwanek kochany.
-Moja Małgosia, serce moje.
Małgosia idzie uśmiechnięta.
-Mariusz, mój ty bohaterze, jesteś.
Przytuliła się do piersi Mariusza. Przez
chwilę nic nie
mówili, stali tak, objęci. Spragnieni
swojej bliskości.
Wreszcie Mariusz położył swoją rękę na
brzuchu
Małgosi.
-Synku, jak ci tam jest? Nie kopiesz mamy
za bardzo?
-Kopie, kopie ale idzie wytrzymać. To takie
miłe
kopanie. Czasem się wierci, aż cały brzuch
się rusza.
-Chodź usiądziemy na ławce. Później
porozmawiamy z lekarzem.
-Małgosiu, wybacz mi moje głupie
zachowanie. To się już nie powtórzy. Nie
będę więcej już ciebie ranił.
Przytulił Małgosię, objął ją ramieniem.
Tęskniła za tym.
Mówiłeś coś o pracy, jak masz to załatwić?
To dwa miesiące prawie będzie.
-Napiszę wniosek o rozwiązanie umowy
za porozumieniem stron. Zaniesiesz to
do mojej pracy. Później pomyślimy co
dalej.
cdn.
cdn.

Ewelina-55




Komentarze (4)
Czy to się zdarza w życiu?
*Mariuszu, mój ty bohaterze...
:)
pozdrawiam serdecznie ...
małoprawdopodobne, ale... wzrusza,
pozdrawiam serdecznie:)
Oby to nie był słomiany zapał...trzymam kciuki i
czekam na ciąg dalszy :) pozdrawiam :)