* (ulica mutantów...)
ulica mutantów
mijam ludzi w psiej sierści
sama mam czujny wilgotny nos…
mijam ćmy o ludzkich łopatkach
mijam motyle – w jednodniowym
uniesieniu
pająka, który skrada się miękko
drżę
na samą myśl o jego dotyku…
pięknego jak króla
zwierząt
też mijam
w ułamku sekundy zaczynam bać się
że widać przeze mnie mięso
mojej duszy
bezbronność
szarych myszy pragnień
jego puszyste spojrzenie gładzi moją
skórę
łapy wysuwają się
cedząc kroki
i pazury
jak wściekle gwałtowne sylaby
bronię się
trzepocząc słodkimi uszami królika
szukam swojej klatki
szukam znienawidzonych prętów
w nich jest bezpieczniej…
i udaję
że cieszy mnie ogłupiający kołowrotek
że dobrze mi
w suchych trocinach
Komentarze (3)
napisałam wiersz, tutaj jest pod nagłówkiem * (chyba
kupię sobie psa...)
Też bym uciekła.
Chomiki są fajne. Miałam ich sporo na przestrzeni lat.
Każdy był inny.
Będąc w klatce bloku odbierasz zwierzakowi wolność i
przypatrujesz mu się przez pręty.
Może jednak pies?
kazdy z nas jest zamkniety w klatce, ktora sam sobie
tworzy i czesto dobrze nam z tym, nie chcemy tego
zmieniac bo po co niszczyc tak idealny swiat..?