* (wczoraj kochaliśmy się...)
1.
wczoraj kochaliśmy się
szorstki granat nieba
opływał nas
twoje palce jak norweskie fiordy
rwące, drapieżne
skaliste ułamki szeptów
powietrze wżynające się w gardła
w oczy
chłód
obnażający naturę
echo
nieśmiertelnych Bogów
2.
potem cisza
stroma
jak ciało
głęboka
jak otchłań
zatoki
niczym membrany nerwów
wszarpnięte w skórę
lądów
w jądro mózgu
3.
to było
Wczoraj Wiele Lat Temu
ona była Skandynawią
piękną i ranną
krtanią oceanu
4.
przegląda się w skaleczonym szkle
horyzontu
otwarte blinzy na ramionach
i brzuchu
korytarze piekła
odciski stóp boga na jego posadzkach
linie papilarne miłosnych uniesień
5.
na ścianie gra słońce
w skrable czyimiś głowami
ciasne podwórko
zaduch, bezdech
pięść ścian
6.
prześcieradła na sznurze jak sznury
kroplówek
wyprane z bieli do przezroczystości
serpentyny kroplówek
wijące się
korytarzami szpitali
sterylnymi żyłami
sterylnymi spojrzeniami
sterylnymi uściskami
muśnięciami
7.
Skandynawia na granatowej
kanapie
poplamionej zupą
z pociętymi nadgarstkami
słucha ptaków przez uchylone
okno
w innym świecie
8.
rozkłada talerze na stole
i dłonie
na poszarpanych wybrzeżach serwetek
koronka do koronki
prostuje łodygi haftowanym kwiatom
rybom
i palcom
9.
mglisty poranek
ona i zabandażowane mgłą
słońce
nakłuwa jego blady pęcherz
wymyśloną igłą
i kroplą amarantu
rysuje niebo
rysuje
nowy horyzont
nie podłączony do żadnego
innego
nie zanurzony
w niczym
i odwraca się
od okna
ze skrzypiącą kroplówką
podłączoną do wenflona
na końcu którego jest
ona
Skandynawia
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.