† mój testament †
...sporządzam testament teraz...
Nie wiem ile mi jeszcze życia pozostało,
ale za wczasu puki jeszcze żyję i mogę
sporządzam swój testament. W miare, jak
zbliza sie kres mego życia, wracam pamięcią
do jego poczatku do moich rodziców,
siostry, przyjaciół, mojego życia, chwijnej
wiary w Boga. Dużo bym dała żeby było
inaczej, żebym nie czuła tego strachu
zbliżającej się do mnie Śmierci, choć i tak
wiadomo, że kiedyś by to nastąpiło, uważam,
że jestem jeszcze za młoda na to, żeby być
już na innym, może lepszym Świecie. Czuję
paniczny starch kiedy mówię i myślę o
Śmierci. Czuję, że Ona czai się wszędzie,
jest u mnie w szafie, czai się pod łóżkiem,
stoi za mną, a ja nawet Jej nie mogę
zobaczyć. Czuję jak chłodnym powietrzem
okrywa moją szyję, gładzi moje, kiedyś
czarne włosy. Na samą myśl o Śmierci, jakie
przynosi cierpienia i ból, nogi się pode
mną uginają.
Bóg- Pan Życia i Śmierci. Czemu nie może
zrobić tak, żeby Śmierć nie bolała, śmierć
bliskiej osoby nie bolała i nie przynosiła
tyle cierpienia. Teraz nurtują mnie
pytania: czy to Bóg czy to Los są głównymi
zarządcami Życia i Śmierci? Czy jest Życie
po Śmierci? aż w końcu najważniejsze z
moich pytań: Czy Bóg istnieje? Na to
ostatnie pytanie sama sobie odpowiedziałam.
Skoro jest tyle wojen na świecie, ludzie
cierpią, człowiek człowieka zabija z zimną
krwią, to w takim razie Boga nie ma. Gdyby
był nie dopuścił by do tego, bo jak mówi
Pismo Święte, Bóg jest wszechmocny. To
dlaczego nie pstryknie sobie, przysłowiowym
palcem i nie wszelkie Zło zniknie, zapanuje
Dobro na zawsze, już nikt nigdy nie będzie
cierpiał, nikt nie zrobi nikomu nic co
mogło by zaboleć. Przecież Bóg by tego
napewno chciał.To dlaczego nie zrobi czegoś
w tym kierunku, w kierunku Dobra. Dlaczego?
Bo Jego nie ma. Gdyby był wszystko było by
inne. Tak myślałam do nie dawna. Dopiero po
śmierci Papieża, po wysłuchaniu tych
wszystkich opowieści na temat końca świata,
zaczęłam się bać. Boję się Śmierci i
dlatego piszę ten testament dla uwolnienia
swoich uczuć, myśli, uwolnienia tego co
mnie męczy, dręczy, a wkrótce może i
zabije.
W owym testamencie proszę Was o...hm...o
co mogę was prosić...nie wiem...przede
wszystkim bądźcie sobą, nie udawajcie kogoś
kim nie jesteście.
Bóg jest, Bóg istnieje. Wiara moja
chwiejna, wierzę nie wierzę i tak w koło, a
Bogu i Innym 'Tam na Górze' to się nie
podoba, a Tacie już tym bardziej nie podoba
się to, ja to wiem. Nie podoba mu się to
jaka jestem i dlatego na chociaż końcówkę
mojego życia postanawiam się zminić.
Zmienić na lepsze. Zmienię się w środku,
nie na zewnątrz. Będę lepsza obiecuję Ci to
Ojcze, przysięgam, a jeśli nie dotrzymam
słowa, pokarasz mnie, Tam z Góry. Koniec z
moim nałogiem, w który się wciągnęłam
zupełnie nie wiedząc co robię. Mogłam żyć
bez tego przez ponad 4 miesiące, będę żyła
bez tego do końca życia. Nie robię to tylko
dla Ciebie, ale przede wszystkim dla
siebie. Ten nałóg szkodzi mojemu i nie
tylko mojemu zdrowiu. Także kończę z tym
raz na zawsze. Przysięgam nigdy więcej
żadnego papierosa. Przysięgam. Obiecuję
również ustabilizować moją wiarę, moją
wiarę w Boga. 'Bez Boga ani do proga' tak
babcia zawsze mówi, i ma racje. Wiem, że za
późno zorientowałam się, że czas się
zmienić, ale lepiej późno niż wcale.
Dopiero jak Śmierć jest coraz to bliższa,
gdy boję się jej, zmieniam się. Mam tylko
nadzieję, że nie jest na to za późno.
Nie zdołam wymienić tych wszystkich osób,
którym chce podziękować za to, że byli ze
mną przez te lata mojego życia, więc nawet
nie będę wymianiać poszczególnych
jednostek. Dziękuję Tym, którzy dali mi
szczęście, jak i Tym, który ja dałam
szczęście. Najbardziej dziękuję mojej
Mamie. Dziękuję Jej i przepraszam Ją za
wszystko co złego Jej i nie tylko Jej,
uczyniłam. Obiecuję również stać się taką
jaką zawsze chciałaś żebym była. Zdolna,
ambitna, pilna, pracowita, wykształcona.
Wiem i zdaję sobie sprawę z tego, że to
będzie trudne, aż tak bardzo się zmienić.
Ale resztę mojego życia od dziś poświęcam
na zmiany, zmiany mojego życia, zmiany
mnie, zmiany mojego 'ja' na lepsze. Tak mi
dopomóżcie Wy Wszyscy na Górze. Zwracam się
z prośbą do Boga, aby dał mi tyle sił na
walkę z tym co będzie chciało być ode mnie
silniejsze. Proszę właśnie o tą siłę, żeby
zabić, zwalczyć we mnie to co jeszcze jest
złe. Dziękuję Ci również Boże za to, że
zrozumiałam kim właściwie Jesteś. Jesteś
Wszystkim, Jesteś Nadzieją, bo dajesz nam
nadzieję. Jesteś Życiem, bo dajesz nam
życia. Jesteś Siłą, bo dajesz nam siłę.
Jesteś i dobrze, że jesteś. Przepraszam za
moje wątpienia wobec Twojego istnienia,
patrzyłam na życia, na świat pod innym
kątem. Gdy umarł Tata dopiero po długich
latach zaczęłam czuć żal, smutnek, byłam w
rozterce i zadręczałam się pytaniami:
dlaczego On odszedł do Ciebie? Dlaczego
musiałeś Go zabrać? Ale teraz już wszystko
rozumiem. Musiałam poczuć tak naprawdę co
straciłam, żeby zacząć się zmieniać.
Zamieniać na taką, jaką Tata chciałby
widzieć z Góry, z Nieba. Dziękuję Ci dziś
za wszystko co zrobiłeś. Nie ważne czy to
bolało czy uszczęśliwiało, za wszystko co
pozwoliło mi przejrzeć na oczy i zobaczyć
Ciebie, jako Kogoś kto powienien być
najważniejszy, nie tylko w moim życiu.
Dziękuję, że to zrozumiałam, to wszystko
dzięki Tobie.
...bo później może być za późno...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.