…lecz Pan nie przyszedł.
"…aż świętość upadła i to, czym nieśmiertelność kędyś zwali, argumentem się obali."
Ty, który osądzasz
Który władze masz nad wszystkim
Co żyje, umiera
Czym, moc masz poniewierać.
Ty, którego szanować wszyscy mają
Którzy wszystko co stworzą
Tobie oddają,
Ty wielki
O nieśmiertelny
Jakże wzór twój jest subtelny
Jakże oczy twe błyszczą od gwiazd
przepychu
Gdzie jaśmin, len i jedwab
W błyszczący byt się przemieniają.
Niebo twe nad nieba wszystkie
Błękitem i ogromem nic mu nie dorówna.
Ty, którego imię brzmi jestem
Ja, którego je stworzyłeś
I wolną wolą otoczyłeś
Z głębią pychy zwracam się do ciebie
Z braku miłości
Nawiązuje, iż masz mi, czego
pozazdrościć
Siła mego tworzenia większą jest od
twojej
Ma miłość szczerością odwzajemniona
Kochać ty nie umiesz,
Pamiętać już dawno zaprzestałeś.
Czas jedynie w klepsydrze
Na tej górze obracasz
Moja miłość godniejszym jest uczuciem
Jam gwiazdy, księżyc wszechświat zmienić
umiem
Jednym argumentem duszy mej
Wzniośle cię ostrzegam,
Zbij mi pokłon, iż pod naciskiem woli
mej
Przestałeś już znaczyć cokolwiek.
Oto jestem! Ja człowiek
Ja Boga waszego w łaski moje od dziś
biorę
On, że bić mi pokłony będzie
I ja dla niego świat stworze
A żeby odczuł wszystkie zarazy…
Wszystkie choroby, nieszczęścia i wszelkie
przypadłości.
Zwracam się do ciebie o Wszechmocny
Czy zaznałeś kiedyś upokorzenia
Pięknego z głębi myśli oswojenia
Przeszyła cię niekiedy igła tęsknoty
Czy strzała bólu i rozpaczy…?
Powstań! Gdyż znalazł się silniejszy od
ciebie.
Już zawsze trwać w mej miłości do nas będę.
Przeklinam cię po wsze czasy
Idź i udaj się w te lasy
Opuszczone, zgrozą przesiąknięte
Brakiem istnień owinięte
Nie lasy Ankh-teranu piekłem twym się
staną.
Karą za twe grzechy naszymi będą teraz
uciechy
Krainę w łzy brylantowe tą przemienię
A szczęście będzie jak wiatr jak może
Jak ocean nieskończone.
Nigdy już nie wracaj.
Przeklinam cię raz po raz!
Jam krew Kaina posiadam,
Mnie piętnem żeś obwinął.
Teraz ja ciebie o Wielki
Oplatam swą nicią i siecią.
Będziesz teraz na wieki, wieków
Amen…
Banitą!
Od czasu tegoż wygnania tworzyć zacząłem
świat ten na nowo.
Wszystko w nieśmiertelność chciałem
zakuć
Wola ma nieugiętą była
Wszystko takież piękne, co tworzyła
Miłością wszakże przesiąknięta
Góry na wzrost gwiazd tworzyłem
Miasta odzwierciedleniem szczęścia były
Krajobrazy romantyków do celu uginały.
Piękno stwarzałem na obraz boski
Swój obraz…
Wieczność zachodząca
Z chwili na chwilę
Z wieków na wieki
Czasu brakować zaczynało
Na uciechę nieśmiertelności
Rozpływając się w ekstazie
Lata świetlne mijały
Z roku na rok ku memu przerażeniu
W uczucia harmonii mi już nie dawały
Czułem się samotny
Gdyż każdy z braku problemów już zwracać
się o mnie przestał
Spełniając wszystkich życzenia
Nudzić mnie to zaczynało…
Wtem leżąc niekiedy na skraju lasu
Coś na granicy istnień tam przysiadło
Oczy szlachetnością mnie dołowały
I zasłony me rozwiodło
Z bestią miałem do czynienia
Jakże straszny był ten obraz
Strach uczucie dawno zapomniane mnie
oplotło
Wręcz zamarłem w tym bezruchu…
Leżąc tak przez lat miliony
Coraz bardziej mnie nawiedzać
Zaczynały, sny marzenia…
Koszmar znów naciągnął
Owinął się w około…
Płaczu ni żalu nie szczędziłem.
Lecz wzniośle wymyśliłem
Nic a nic przeprosin niemoc
O Wszech wieczny ileż łaski
Ileż cierpień ja zaznałem
Samotności mnie dosięgła
Trwoga w wieczność ogarnięta.
…lecz Pan nie przyszedł.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.