Alleluja
Alleluja
Gniecione gwiazdy w rączkach dzieciątka,
co pozrywało choinkowe ozdoby.
Betlejem jest daleko,
wyruszamy na osiołku, tak jak święta
rodzina,
przez śnieg i pustynny piach,
prowadzi nas niepohamowany duch.
Zapuszkowane ryby na drogę,
serce z piernika dla uczuć.
Powietrze osoli nam skrzela,
ślina ziemie, zmieni w bagno,
wyrocznie usmażą się w saunie.
Ruszylismy budzić sumienia.
Przez pigułki wczesnoporonne, rośnie nam
nowa glowa,
rytmicznie uderza w bęben,
gęsiom karmionym przez rure, nie jest już
wszysko jedno.
Ulice sodomy wrzą,
ludzie tańczą, zrywają ubrania, są
gotowi,
nadchodzą prarodzice będą ćwiartować.
Migotają, motyli, aksamitne ciała,
skrzydełka trzepoczą,
opalone buziunie,
orgie kolorów, bez oddechu,
popatrz, przez pawie oczko,
jest tak cudownie,
mięso traci popęd, w rzeźni pełnej
neonów,
szczęście mamy tu, płody tam.
Guru z góry zamyka motyle w ukwieconym
akwarium,
nocą zasypia w kasynie.
Śmierć wokół nas i w nas, mord na karuzeli
co wicznie się kręci,
płody gadają,
a betlejemska gwiazda, ciągle nas
zwodzi.
Alleluja
Komentarze (1)
I tylko to się nie zmienia, że ludzkość zmierza do
własnego upodlenia.