Anioły nie istnieją
Sami jesteśmy kowalami swojego losu
Lecz jak nie zniszczyć życia, doprowadzić
do chaosu
Nie wytrzymam już kolejnego ciosu
Więc ponownie dochodzę do głosu
Myślisz, że łatwo się żyje z tym
przeświadczeniem
Ja żyje emocjami, jednak jeszcze z
niespełnionym marzeniem
To marzenie, co prawda jest jeszcze moim
celem
Ale wiem, że samotnie jestem tylko zerem
Cios za ciosem zadawany
Może o tym nie wiesz, lecz jestem jak
skazany
Nawet jak krzyczę jestem niesłyszany
Nawet jak płacze będę niepocieszany
Ja kreuje mój świat mały
Jednak nigdy on nie będzie doskonały
Bo istnieją niby anioły
Jednak spaczyły ze swojej pierwotnej
strony
Na pozór ładne, w sercu jednak jak demony
Te demony we śnie wbijają we mnie szpony
Jaka rada przecież nie biała flaga?
Przecież nie może długo trwać ich plaga
Dlatego teraz oczy zwrócone ku niebu
I się pytam tylko ciebie, czemu
Staram się iść jak ja chce, a nie jak ktoś
nakazuje
A i tak serce wielki ból truje
Na tyle pytań szukam odpowiedzi
Co jeszcze w ludziach, co w bliskich
siedzi?
Ja się jeszcze nie poddaje
Ja tego świata za mój nie uznaje
W którym od bliskiej osoby
Nożem w plecy cios zadawany
Dlatego nie będę już krzyczał
Będę szeptał cicho i ukojenia szukał
Dróg jest wiele, jednak wieże, że pójdę
dobrą
A wraz ze mną prawdziwi przyjaciele
Nie chce tych, co się zamknęli
W świecie biznesu i tandety
Oni myślą, że potrafią żyć niestety
A my żyjemy dalej po swojemu
Chociaż „anioły” nie widzą w
tym celu
Ich umysły pozamykane, nigdy nie będą mimo
wyglądu doskonałe
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.