Antytermia
Wygrzebany gdzieś w szuflady, w której trzymam przeszłość, chyba mój ulubiony. Napisany w okresie gdy nadzieja miała się jeszcze całkiem nieźle.
Biel śniegu czule łechce koniuszki mych
palcy,
Chłód jego uparcie pragnie, aby całe
zmarły.
Ale nie! Nie uda mu się zamiar tak
podły!
Jest żar, jakiego żadne mrozy by nie
zmogły.
Niektórym potrzeba jest zapałek, czy
drewna,
Lecz dla mnie dziś byłaby to śmierć
pewna.
I wcale nie mam z metalu skóry, kości,
To krew ma rozpalona jest do
czerwoności.
Bo, chociaż żaden lekarz uwierzyć nie
zechce,
Mam sprawne mięśnie, żyły, tętnice, lecz
serce..
Niesforne niepojęcie, bije ponad rytmem.
To nie bakterie, ni też wirusy ambitne,
Lecz siła tęsknoty jest wszystkiemu
winna,
I... Lęk przed przyszłością... Czy nadejść
powinna.
Komentarze (1)
Zdać by się mogło, że nadzieja tańczyła już na
krawędzi... Z głębi pisany, oddaje uczucia.
(Zmieniłabym tylko palcy na palców). Pozdrawiam!