Ballada o chciwej Katii
Gdy siedziałem nad kubkiem mocnej kawy
Ktoś zapukał, pobiegłem otworzyć ciekawy
Wszedł pan Marlow i zaczął swoje orędzie
Mówił tajemniczo o żony obłędzie!
Błagam – prosił, ratuj moją żonę!
Na psychiatrów wydałem już całą mamonę
Sytuacja dziwna, nigdy tak nie bywa
Więc przyszedłem tutaj prosić detektywa.
Tak zaczęła się historia pełna zawiłości
Marlow zaczął mi przedstawiać żony
przypadłości
,, Otóż żona moja co dzień sen miewa
jednaki
nie jest sen to dobry jednak, to straszne
majaki
sen coś zapowiada co noc z niedzieli do
piątku
aby ziścić się w sobotę, potem od
początku
sen to przykry powiem szczerze nie bądźmy
banalni
co noc sędzia ją skazywał na pracę w
kopalni.
niespodziankę za to przyniósł nowy sen w
sobotę
gdy faktycznie z górnikami miała tam
robotę
obudziła się obita, brudna jak górnicy
wstyd się było tak pokazać sąsiadom z
ulicy
od nowego zaś tygodnia w nowej jest
udręce
śniąc, że lekarz idzie do niej mając igłę w
ręce
na sobotę więc na pewno sen się już
szykuje
że pan doktor mocny zastrzyk jej
zaaplikuje
znów obudzi się pokłuta no i poraniona
och jak wielce jest zlękniona moja biedna
żona
ratuj, ratuj mój kochany panie
detektywie
oddam pół swego majątku, zapłacę
uczciwie”
Podrapałem się za uchem i tak
powiedziałem:
,, takiej dziwnej opowieści jeszcze nie
słyszałem
gdyż rozwiązać tą zagadkę to trudne
zadanie
lecz współczuję Tobie szczerze, więc
przyjmę wyzwanie”
,,Skoro tak, więc poznaj: moja żona
Katia
Cudo ukochane, życiowa sympatia”
Do pokoju weszła postać wstrząsającej
urody
Aż zaschło mi w gardle, więc łyknąłem
wody
I rzekłem: bardzo mi jest miło i daj panie
Boże
Że ma skromna osoba w kłopocie pomoże
Mówiłem spokojnie, lecz wewnątrz
szalałem
Gdyż od pierwszej chwili mocno ją
kochałem.
Plan działań mógł być tylko jedyny
By spędzić noc przy łożu tej pięknej
dziewczyny
By czuwać od zmierzchu po poranne zorze
Wówczas pewnie coś wykryję coś wypatrzę
może
Obok łóżka warowałem tak jak pies pod
płotem
Katia co dzień się budziła wręcz oblana
potem
Bo ją we śnie straszył igłą zły lekarz w
fartuchu
Aż po przebudzeniu Katia leżała w
bezruchu
A w sobotę w nocy zerwała się z krzykiem
Gdyż ją w końcu doktor ugodził
zastrzykiem
Odchyliłem kołdrę i krzyknąłem na takie
zjawisko
Katia miała ślad po igle, krwią splamiła
wszystko
Smutna Katia rozpaczała ,,jestem
nienormalna
Wszak takie wypadki – sprawa
niebanalna
Ja zaraz zwariuję, wezwijcie doktora
Jestem obłąkana albo bardzo chora”
By ją nieco uspokoić, to jedząc
śniadanie
Wpadło mi do głowy pyszne rozwiązanie:
,,sny i noc okrutna twe zmysły zmyliła
zobacz osa leży w twej pościeli co Cię
użądliła
Więc to nie był żaden zastrzyk lecz Twe
urojenie
I powinno szybko zniknąć Twoje
przygnębienie”
Słysząc to piękna kobieta się uspokoiła
Lecz ja byłem niespokojny – osa nadal
żyła.
Jak wiadomo osa ginie wnet po użądleniu
Inny koniec tej zagadki, lecz się chowa w
cieniu
Lecz jak tutaj ją rozwiązać by przerwać
cierpienie
Wtem z kolejnym snem powstało wielkie
utrapienie
We śnie bowiem wiedli Katię na Pałac
Kultury
Po to by jej kazać skoczyć w dół aż z
samej góry
Sen powtarzał się codziennie wszyscy w
strachu drżeli
Bowiem koniec tej historii łatwo
przewidzieli.
W śnie sobotnim Katia skoczy, a po takim
czynie
To wiadomo jest z pewnością, że niechybnie
zginie
Obiecałem, że noc nie śpiąc spędzę przy
łoża wezgłowiu
By jak coś rozbudzić Katię, by być w
pogotowiu
Na nic jednak były moje obietnice
Znużony czuwaniem zamknąłem źrenice
Lecz gdy rano przetarłem me zaspane oczy
Straszny widok wstrząsnął ciałem i duszę
zamroczył
Co to było za przeżycie mówić o tym mało
Na podłodze i na łożu zakrwawione ciało
Tak jakby Katia skoczyła z wielkiej
wieży
Szczątków, krwi nie było w żaden sposób
zmierzyć
Rozpłakałem się wnet gorzko, byłem pełen
złości
Gdyż zaspałem nie ratując swej wielkiej
miłości
A lekarze zgon stwierdzili na skutek
nielicznej
Rzadko dziś występującej choroby
psychicznej
Zmysł, choroba tak się bardzo rzuciły na
ciało
Że siłą sugestii je zmasakrowało
Pochowano Katię w bialutkiej trumience
A pan Marlow za granicę pojechał w
udręce
Bardzo długo nie mogłem przyjść po tym do
siebie
Żyłem jak psychiczny nędzarz jak żebrak w
potrzebie
Lecz dopiero po trzech latach przypadek i
życie
Przyniosły prawdziwe historii
odkrycie!!!
Pojechałem do Atlanty w wielkiej Ameryce
I ujrzałem moją Katię, szła gdzieś przez
ulicę
Wyśledziłem ją, mieszkała w olbrzymim
hotelu
Nazwy dzisiaj nie pamiętam hotel jeden z
wielu
Gdy złożyłem jej wizytę w obszernym
pokoju
Katia poznawszy mnie zaraz drżała z
niepokoju
Najpierw wiła się, krzyczała jak wściekła,
szalona
Za nic się nie chciała przyznać, że to
właśnie ona
Lecz w końcu szlochając , zalewając
łzami
Wyznała mi wszystko wraz ze szczegółami
Otóż cała ta historia to wielkie
oszustwo
Plan uknuty doskonale i podłości mnóstwo
Otóż Katia i Iwona to siostry rodzone
Dwie bliźniaczki tak podobne jakby
powielone
Lecz Iwona dawno temu wyjechała z kraju
Aby w Stanach się dorobić i żyć tak jak w
raju
Nie wiadomo jak i kiedy, chyba po
kryjomu
Zbiła tam majątek wielki, zamieszkała w
domu
Aż postanowiła, że należy wnet Katię
odwiedzić
Zaproponowała przyjazd pewna odpowiedzi
Katia chętnie się zgodziła obmyśliwszy
plan
Który pomógł jej wykonać jej mąż Marlow
Sam
I przede mną Katia grała tylko obłąkaną
Bym nie zdziwił się gdy ujrzę martwe ciało
rano
Wiedząc , że Iwona przyleci w sobotę
Sprytnie przygotowali tą całą robotę
Gdy Iwona przyleciała kark jej ukręcili
A następnie w torbie z wieżowca zrzucili
Do jedzenia dali środek – niechybnie
połknąłem
A następnie zamiast czuwać tak prędko
usnąłem
A gdy spałem wcielili ten plan wręcz
szalony
Położyli zamiast Katii w łóżku już zwłoki
Iwony.
Wcześniej zaś wcisnęli mi bajkę ze
snami
Bym uwierzył że to prawda, nie gra z
pozorami
Katia za Iwonę uszła za granicę
Zamieszkała tam w jej domu, w samej
Ameryce
Potem sprowadziła męża swego imć Marlowa
By go tam podstępnie otruć i żyć jak
królowa
Aby sama cieszyć się bogactwem, mieszkać w
dobrobycie
By spokojnie i w dostatku upłynęło
życie.
I myślała jestem wolna, lata mogą płynąć
,,Lecz znalazłeś mnie ty łotrze, temu
musisz zginąć’’
I wtem wymierzyła broń w moją stronę
Wówczas mocno ją popchnąłem na swoją
obronę
Tak , że bijąc szybę, nie łapiąc
niczego
Wypadła na bruk z piętra dwudziestego
Tak zginęła Katia chciwa, śmiercią tą
skonała
Którą sobie sama wcześniej już
przepowiedziała!
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.