Ballada o kleceniu
Jesień to pora bajeczna,
zważcie dorośli i dzieci,
wtedy próbuje poeta
lepsze wiersze klecić.
W ciepłych kapciach, skarpetach,
usiadłszy za stołem,
każdy kleks mu się wyda
baśniowym jeziorem.
Stół nie stuka, nie puka,
nie zachwiewa się nieco,
frazy wuja Tarabuka
jak dmuchawce lecą.
I spogląda na dzieło
z poetyckich wyżyn,
a tu wiersz ani wróbel
lub chociażby czyżyk.
Ponoć wszystko powiedziano,
a on wciąż się sili,
to wzbudzić zachwyt Laury,
to wzbudzić zachwyt jury.
Na pohybel judaszom
wzniecić buntu zarzewie,
tylko po co i na co?
Sam tego nie wie.
Odleciały bociany
do dalekiej Afryki,
ten Norwid to był genialny,
a Chełmoński – nielichy.
I tak oto wiersz powstał,
zupełnie od niechcenia,
o bólu egzystencjalnym,
o ciężarze klecenia.
Komentarze (7)
Najlepiej pisze się ot tak od ręki i wtedy to klecenie
ma sens,jak Twoje,podoba mi się ten wiersz...pisz i
nie przestawaj:)
Ładne to klecenie:)
Pozdrawiam.
Rozbawił mnie, ale widzę po klimacie, że tak być ma,
więc uspokojona swoją reakcją uśmiech zostawiam :)
Bardzo ładnie klecisz.
:)
witam...wyszło niezłe klecenie...wesołe w
czytaniu...ale każda myśl zatrzymana w przestworzach
umysłu wirtualnego jest swoją własną indywidualnością
...kiedyś był papier do zapisania teraz są
komputery...pozdrawiam ciepło
Od niechcenia a jaki dobry! Kłaniam sie :))
No popatrz, ciężko, a tak trudno się człowiekowi
oderwać i wciąż cię diabel kusi.Znowu pióro trzymasz w
ręce. To jak zdobywanie górskich szczytów.Pozdrawiam.