Bez tytułu
Tobie... mam nadzieję, że to przeczytasz.
Spotkali się po wielu latach
Ona dorosła, On- dojrzały
Oboje zimni i przepiękni
Niczym posągi z twardej skały
Zwróciły oczy się ku oczom
Zderzyły z trzaskiem się spojrzenia
I stali razem, ciemną nocą
Pragnąc niemego przyzwolenia.
Ręce oplotły zimne ciała
Jak bluszcz oplata zamku ściany
Pod Jego dłońmi miękła skała,
Ją parzył w palce spiż stapiany
Z wargami w metal zakutymi
Starły się usta marmurowe
Sypiąc iskrami ognistymi
Dawały sobie życie nowe
Całkiem się zatracili w sobie
Pragnąc spełnienia wśród uniesień
Jemu szalała żądza w głowie, Ona pachniała
aloesem.
Nie przejmowali się zbawieniem
I Boży gniew zbywali śmiechem
Bo ciał spragnionych zjednoczenie
Na pewno być nie może grzechem.
I wdarł się w Nią z pierwotną siłą
Jak tłum bluźnierców w miejsce święte
I wyznawali sobie miłość
Przez zęby w chuci zaciśnięte.
Wytrwali w sobie przez noc całą
Uczucia swe czynami głosząc
Aloesową woń wspaniałą
Zmieszali z potem i rozkoszą.
Potem chwycili się za dłonie
Niemal Spełniona z Prawie Sytym
Dreszcz przeszedł ich od stóp po skronie
Gdy osiągali swoje szczyty.
Odeszła razem z nocnym niebem
Wszystko, co piękne, sięga kresu
Z pustego miejsca obok siebie
On wdychał zapach aloesu...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.