bez tytułu.
Spróchniałe krzesła obrastają korzeniami
i jak chwycić nóż i zedrzeć nim wczorajsze
koszmary
za nim zagoją się wrzody od łez pod
powiekami
o świcie znów poleją spirytusem wrzące
rany
i moją krew na ścianach zetrzyj mokrymi
szmatami
tak by nie widzieć prawdy własnymi
oczami
a cukier zbyt gorzki gnije między palcami
dzisiaj czerwone wino ma smak kwaśnej
śmietany
Unosi się smród przesiąknięty chorobami
cywilizacji z miłości sprzedawanej tanimi
promocjami
a tamte uczucia w pustej piwnicy
zakopali
na brzegu jeziora łopata i zatopione ideały
i codziennie rano ktoś pochodnie pali
wznieca pożar i śmieszną nadzieje gasi
i gdzieś tam na betonie rosną palmy
owoce bez nasion i ludzkie traumy
Komentarze (1)
smutny obraz rzeczywistości, gdy miłość tania a prawda
zakopana i nadzieja usycha na betonie Tragiczna
opowieść gdy ideały odchodzą z człowiekiem ,lecz
nadzieja musi być odrodzeniem a to zależy od miłości
.Mocny wiersz obnaża samotność i cierpienie Piękny w
formie i brzmi jak protest Wyrazy uznania