Bez zmian
Przemoczoną suknię zrzuca dzikie wino,
a przekwitłe wrzosy wytyczają drogę;
październik z rozpaczy rwie kolejne
kartki
- ja frunąć nie mogę.
Żurawie wzywają chóralnie do lotu,
brzozy pozłacają ostatnie bilety.
A ja, jak rok temu, ciągle niegotowa
do drogi. Niestety.
Znowu mam nadbagaż niepotrzebnych
wspomnień,
więc do samolotu się z nimi nie
zmieszczę.
Moje własne skrzydła uziemiły mole.
Skutecznie. Raz jeszcze.
Jeśli nawet ruszę za ostatnim ptakiem,
do wiatru się zwrócę o pomoc przy
starcie
i tak, jak ten Ikar, spadnę
nieuchronnie.
Zaboli. Jak zawsze.
Komentarze (46)
Ładnie, obrazowo, ale bardzo smutno. Taka prawdziwa,
melodyjna jesienna melancholia.
Pozdrawiam:)