bezbarwnie
przyszłyście do mnie z gadką
nie taką
o jaką posądziłoby się przyjaciół
mogłabym uciec, policzyć barany
zagnieździć się w metrze
odcedzić cygara, trzymać dystans ;
od siebie, od ośnieżonego auta
brawura taka, napięcie rośnie
coś pod majtkami, trochę po skosie
nie wydalasz zachłannie dzikich słów
ah, kocham was !
bezbarwnie, bezwonnie, bezkarnie
uderzasz ścianę w twarz
uczucia odbierane kroczem
tym razem nawet viagra nie pomoże
trochę perwersji, dzieciaku przesłodki
w kielichu goryczy topią usta pragnące
lekkiego chociaż ciepła
odchylam słomkę przez żywioły pstrokatą
nie pytaj ciżemki o drogę
nie między nami płynie ogień
to nie nas dotyczy ta namiętność dzisiaj ;
Komentarze (1)
Trochę smutny ale dobrze napisany. Pozdrawiam!