Bezdomny
Jeden liść, co sunie w powietrzu
swobodnie
przez alejki i parki, przez ogrom
korytarzy,
nie zwracając na siebie uwagi dygnitarzy
łukiem omija świeże i kwitnące magnolie.
Wysuszony jak cytrus, pożółkły jak
pochodnie,
przystanie na pustyni betonu i chwilę
pomarzy.
W siwym wieku na ruch kolejny się nie
odważy;
- jak zielony liść żyłem i jako żółty żyję
podobnie.
To niezwykłe, jak wszystko przez palce
ucieka,
gdy w chwili wahania inną wybieramy
szufladę.
W niej likier i przystawka - marna to
pociecha.
W cztery kąty, w stronę wspomnień cicho
pojadę,
wspomnę co mieć mogłem i pokornie
odjadę.
- Niech Bóg moje życie samotne zaniecha.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.