Bezszelestna kontemplacja
Za Twoją śmierć...I gdy wyruszę w drogę...
Liście pod stopami
skrzące się złotem i czerwienią,
oddech paproci przy uchu.
Wysoko, ponad ptakami
Niebo z nadmiarem błękitu
Spada na konary topoli
...
Moja zielona świątynia
i wierzby-wierne powierniczki,
cierpliwe słuchaczki
zwierzeń- nie umniejszających winy.
Bezszelestna kontepmlacja bólu
pośród sytości zieleni
I wina urastająca niemal do rangi
świętości,
moje prywatne sacrum,
któremu co dnia składam ofiarę
z kawalka i tak już połatanej duszy.
I kiedy zabraknie tych kawałków,
zostanie tylko kartka:
"Tu jestem, gotowa do drogi,
zabiorę tylko czerwone pantofle,
i parasol,i piasek znad Wisły.
Idźmy już,idźmy"
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.