Biel sukni tonęła we krwi...
Na środku ulicy stała jak słup.
On jedym ruchem wykopał jej grób.
Biel sukni tonęła we krwi.
Nie było nocy,
nie było dni.
Tylko zaręczynowy pierścionek na placu
pozostał.
W jej niebieskich oczach tętniła aż
rozpacz.
Multum pytań i brak odpowiedzi,
nie było kapłana,
nie było spowiedzi.
Czy tamta lepsza była?
Czy ona to wszystko sobie wyśniła?
Weselni goście, kościół i szklany
stól...
Tego już nie ma.
Pozostał jej ból.
A on do ołtarza prowadzi już inną.
Taką samą jak ona...
młodą, naiwną.
I tylko w myślach sobie powtarza zrań ją ,
jak kiedyś mnie...
...bo to nie jej marzenia, to nie jest jej
sen...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.