Bogacz i ubogi...
Zwykłe życie ludzkie
burzliwe, piękne, przemijające,
rozprzestrzenia się głębiej,
wychodzi z fałszu,
ukazuje nagość człowieka.
Jeden ubogi ciałem,
drugi duszą.
Dysonans dwóch kropli wody
pośród Bożego majestatu.
Drwią z siebie nawzajem,
obrzucają swe pragnienia ironią.
Majętność-bzdura.
Ubóstwo-bzdura.
Cenniejsze szczęście niż dobroć,
miłość ulatniająca się
wraz z oddechem.
Nadgryzanie grzechów-
zachłanne poczucie wolności.
A Bóg?
Gdzieś...,kiedyś...,może...
Wiara,nadzieja,miłość
zamknięte w szklanej butelce.
A on-
brudny,brzydki,ubogi.
Nie widzisz jego piękna.
Zamiast kruszców-
kieszenie wypchane wiarą.
A jednak szczęście!
Rażące, jak delikatne światło,
zarażające chorobą miłości.
Nie ma nic,
tylko nagą dłonią
ogrzewa serce różańcem.
Podmuch wiatru zgasił świeczkę,
a mimo to było jasno.
Nagle,
miłosierna dłoń
uniosła do góry połatane serce.
Miłość posypała się w dół.
A niżej był krzyk,
otoczony szeptem ciszy.
Kąty duszy wypchane złotem
kuły nieistniejące już ciało.
Tam-było to ubóstwem.
Nie zaznawszy szczęścia
zginął pod ciężarem swej korony.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.